środa, 21 października 2009

Laguna de la Nava


Nazwa: Laguna de la Nava
Pochodzenie: Hiszpania
Region: Valdepeñas
Apelacja: D.O. Valdepeñas
Szczepy: Tempranillo
Rocznik: 2008
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena:

Etykieta z kaczuszką jak nic przykuwa uwagę. Przyznam, że kilkakrotnie podchodziłem do tego wina, za każdym razem kończąc w ręku z inną butelką. Tym razem nie wytrzymałem - postanowiłem spróbować Laguny, choćby dla kaczki właśnie. Jak czasem kończy się wybieranie trunku dla "okładki" wiadomo, jednak równie powszechnie znane jest powiedzenie, iż kto nie gra, ten nie wygrywa. Czas zatem zagrać.

W kieliszku wino prezentuje się ładnie, przejrzyście i czerwono. Miejscami ciemniejsze, w całości jednak stosunkowo klarowne.

Nos przynosi wrażenia zupełnie inne. Jest gęsto, przeciągle, nasycenie. Jakbym wąchał słoik dżemu truskawkowego. Uwolnione estry zakręciły nieco goryczką, dodały trochę wiśni, trąciły mokrą korą drzewa. Gęstości jednak nie ubywa, co rodzi pytania o smak - zwłaszcza w zestawieniu z lekkim okiem.

Na podniebieniu wino jest ewidentnie jasne. Dobrze zbudowane, nie przesadnie dominujące (jak nos). Słuszna porcja kwaśności, logicznie ściągające potem taniny. Jest lekko. Czuć młodą wiśnię.

W toku otwierania się z żalem stwierdziłem, iż wino traci. Napowietrza się miast szlachetnie ujawniać kolejne swoje walory. Traci na jakości, miast jej dyskretnie nabierać. Robi się gorzkie i kwaśno niemiłe, miast wypadkową dwóch tych smaków powalać. Początkowy więc werdykt "niezłe" zamieniam na "ujdzie w tłoku". Przy zgaszonym świetle niemalże. Nic szczególnego.


piątek, 16 października 2009

Feniks 2008


Nazwa: Feniks 2008
Pochodzenie: Polska
Region: Dolny Śląsk, Miękinia, Winnica Jaworek
Apelacja:
Szczepy: Phoenix, Elbling
Rocznik: 2008
Zakup: Wina i Specjały, Wrocław
Cena: 37 zł

Drugie po Rieslingu polskie wino w progach tegoż bloga. Zakupione z ekscytacją nie mniejszą co poprzednio, równie cierpliwie oczekiwało na swoją kolej i godną otwarcia butelki okazję. Ta się nadarzyła (jakiś już czas temu), stąd też przystępujemy do zwyczajowego opisu wrażeń.

Oko - złotawa woda. Wino jest tak przejrzyste i klarowne, że momentami wydaje się niemal bezbarwne. Ciekawe.

Pierwszy nos kwaśny, jabłkowy, lekki. Trochę przypomina Rieslinga 2008, ale tylko przez moment. Nos drugi otwiera bardzo szeroką paletę aromatów, w których melodie kwaśne przeplatają się ze słodszymi. Skojarzenia - papierówki, figi, melon. Więcej tu pasteli i swoistego ciepła.

Na podniebieniu po pierwsze mineralność. Smak kwaśnego jabłka z elementem dominującym, co do którego nie potrafiłem się określić. Coś jakby kwasek cytrynowy zmieszany z nieznanej proweniencji owocem tropikalnym i limonką.

Lekka, ale dobrze osadzona budowa, długi i przyjemny finisz - wino jest harmonijne. Nienazwany element dominuje i co ważne wciąga - trunek pozostawia na podniebieniu wrażenie niedosytu, któremu natychmiastowo chce się zaradzić. Fantastyczny smak!

Bez zbędnej kokieterii - Feniks 2008 mnie zachwycił. Od razu czuć, że brązowy medal przyznany temu winu podczas ostatniej edycji konkursu Vinoforum nie był dany na wyrost; trunek jest wprost wyborny i co najważniejsze - oryginalny.

Świetne wino!

środa, 14 października 2009

Palmento Settesoli Nero d'Avola Shiraz


Nazwa: Palmento Settesoli Nero d'Avola Shiraz
Pochodzenie: Włochy
Region: Sycylia
Apelacja: Indicazione Geografica Tipica
Szczepy: Nero d'Avola, Shiraz
Rocznik: 2007
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena:

Włoskie Palmento Settesoli zakupiłem, będąc zainteresowanym połączeniem szczepu Shiraz z nieznanym mi do tej pory Nero d'Avola. Typowałem, że to odmiana raczej łagodna, mająca równoważyć silne i zdecydowane Shiraz. Okazało się, że jest wręcz odwrotnie - Nero d'Avola bywa do Shiraz często porównywany, jest szczepem dominującym, ekspansywnym i z charakterem. Jest typowo sycylijskim gatunkiem winorośli, oddającym charakter i ducha wyspy. Z tym większą ciekawością sięgnąłem do kieliszka z Palmento.

Wino prezentuje się klarownie, choć czerwieni długo trzeba szukać. Trunek ma bardzo ciemną, fioletową barwę, gdzieniegdzie wpada nawet w czerń. Przydymiona całość.

Nos ciemny, chropowaty, pikantny. Nuty pieprzu i ciemnych jagód. Choć w tle jest jakiś element łagodniejszy, nieprzewidywalny. Shiraz bywa miękki, bez dwóch zdań.

Na podniebieniu czuć słodycz (!). Stonowana budowa, ciemne smaki, pikantny i gorzki finisz. Wino jest zrównoważone, w smaku więcej jest elegancji i łagodności, szczególnie w porównaniu z agresywnym nosem. Więcej tu miękkości i tego szczególnego, ostro przyprawionego, aksamitu. Mocne taniny.

Palmento okazało się bardzo dobrym winem. Niepokorny nos zrównoważony łagodniejszym smakiem dał świetny, godny polecenia trunek. Polecam więc, a niejako w bonusie dorzucam ciekawostkę na temat domu winiarskiego Cantine Settesoli, odpowiedzialnemu za wyprodukowanie opisywanego trunku.

Z Chin do Afryki


Sporo ostatnimi czasy winnych spotkań w zacnym (nomen omen) gronie. Nie inaczej rzecz miała się przed kilkoma dniami, kiedy to wskutek godnej okazji, mieliśmy możliwość spróbowania trzech, bez wątpienia ciekawych, win.

Chińskie Lao Pengyou już na wstępie okazało się być pewną atrakcją. No bo jak to tak? Wino z Chin? Okazało się, że pytania nie są jeno retoryczne. Podane nam stołowe wino zostało wprawdzie skomponowane i wyprodukowane przy troskliwej asyście chińskiego enologa z myślą o kuchni azjatyckiej, tym niemniej sam proces odbywał się w Portugalii z wyrosłych tam gron. Cóż, dobre i to, pomyślałem, wszak intencje pan enolog miał oczywiste, zaś jego doświadczenia z rodzimymi kulinariami przecenić nie sposób.

Trunek ma ciemnoczerwony kolor, choć w pewnym stopniu pozostaje klarowne. Momentami przypomina barwę palonej herbaty lub karminu.

Aromat - przedziwny. Moim pierwszym skojarzeniem był ser pleśniowy z koziego mleka (jadłem takowy w Portugalii właśnie, dobrze komponował się z wówczas degustowanym Vinho verde)! W toku późniejszego poznawania zapachu i palety aromatów, nie mogłem pozbyć się tego wrażenia. Choć uzupełniły je dźwięki przejrzałych czerwonych owoców.

Na języku wino wypadło stosunkowo lekko. Nieźle zbilansowane, nienajgorsza budowa. Paląca kwaśność i lekka goryczka w niedługim finale towarzyszyły smakom zbliżonym do czerwonych porzeczek i młodych wiśni.

W kolejnej otwartej przez nas tego wieczoru butelce znajdował się trunek pochodzący (tym razem w stu procentach i bez wątpliwości) z Afryki. O Oceans View, podobnież jak o jego "chińskim" poprzedniku wcześniej nie słyszałem, stąd też z ciekawością przystąpiłem do degustacji.

Barwa ciemniejsza, bardziej dostojna, momentami zahaczająca o fiolet. Klarowności niewiele, acz wino bezsprzecznie nieprzejrzyste nie jest.

Nos przynosi aromaty jak dla mnie w czerwonym winie jeszcze niespotykane. Po dłuższym zastanowieniu wyczułem... owoce tropikalne z nieujętym w żaden sposób zapachem dominującym. W sukurs przyszedł znajomy - ewidentnie czuć ananasa! Czerwona barwa trunku jest na tyle myląca, że do głowy by mi nie przyszło. Acz zgodzić się nie sposób.

Ciało bardzo skondensowane, jakby ktoś sprasował kilka smaków i umieścił w niewielkim kieliszku. Nadal tropikalne skojarzenia, choć wsparte tu i ówdzie czerwonym owocem. Solidny finisz, słuszne taniny, klasycznie gorzkie zioła w posmaku.

Na koniec winnej części wieczoru przyszło nam smakować kolejnego trunku z afrykańskim rodowodem. Imbizo miało bardzo fajną etykietę w zebrę, co - jak wiadomo - bez znaczenia dla wrażeń ogólnych nie pozostaje.

Prezencja - najciemniejsza z wszystkich. Ciemnofioletowa, tylko z rzadka wpadająca w przyczernioną czerwień. Nieprzejrzyste, nieprzeniknione.

Ależ miękki nos! Aksamitny, pluszowy wręcz aromat; skojarzenia z truskawką i śliwką, pod koniec kilka nutek pikantnych, zapowiadających interesujący smak. Są i elementy słodkie (przyprawy?).

Na podniebieniu - rewelacja. Pełna budowa, smak czerwonej śliwki i truskawki, i przede wszystkim: cudowne, miękkie, aksamitne taniny, utrzymujące się aż po ostatnie wrażenia długiego, lekko ziołowego finiszu. Fantastyczne wino.

Zbierając to wszystko w całość i próbując jakoś krótko podsumować, stwierdzić należy, iż wszystkie opisane wyżej wina były dobre. Te afrykańskie jakby z ciut wyższej półki niż ich chińsko - portugalski kompan, co jednak w niczym nie ujmuje żadnemu z degustowanych trunków.

A jeśli miałbym polecić jedno, zdecydowanie wskazałbym Imbizo.

wtorek, 13 października 2009

Kressmann Bordeaux Grande Reserve Moelleux


Nazwa: Bordeaux Kressmann Grande Reserve Moelleux
Pochodzenie: Francja
Region: Bordeaux
Apelacja: Bordeaux Appellation Origine Controlée
Szczepy: Sémillon, Sauvignon Blanc
Rocznik: 2008
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 30,00 zł

Zadana niedawno zagadka znajduje oto swoje rozwiązanie - po przyjemnej mini-degustacji 3 win Kressmann Bordeaux, zakupiliśmy z Anią białe półsłodkie. Wybór na pierwszy rzut oka (języka?) dość nieoczywisty, acz po pierwsze - wybierała Ania, po drugie - opisywane Bordeaux podczas degustacji zrobiło naprawdę dobre wrażenie, wzmacniając poczucie, że chciałoby się jeszcze. No więc było.

Wino w kieliszku prezentuje się zachęcająco. Żółty, intensywnie melonowy kolor, pełna barwa, krótko mówiąc - prezencja obiecująca.

Aromat pełny. Świeży. Trochę mineralnie, trochę kłująco. Po uwolnieniu estrów czuć miękkość trunku, który zdaje się być wręcz pluszowy. Ujawniła się też słodycz, choć wcale nie w nadmiarze.

W smaku dobre wrażenia się umacniają. Lekka budowa i niedługi finisz ciekawie korespondują z oleistymi i nieco mlecznymi ustami. W smaku wyraźne nuty melonowe, wzmocnione słodyczą figi. Choć, w toku otwierania się wina, czuć też białe owoce ze wskazaniem na słodkie jabłko. Trunek jest krągły, miękki i dobrze wyważony.

Opisane Bordeaux to naprawdę dobre, godne polecenia wino. W promocyjnej cenie, po której je nabyłem, uważam, że wręcz bardzo dobre. Jeśli kto ma okazję, niech próbuje.

niedziela, 11 października 2009

Sangria, Pampas, Sophia, tapas

Wizyta u znajomych sprzed kilku dni zaowocowała kolejnymi winnymi wspomnieniami. Wspartymi dodatkowo wrażeniami stricte kulinarnymi - oto po powrocie z Płw. Iberyjskiego ludzie poszerzają swoje smakowe horyzonta, dzięki czemu załapaliśmy się z Anią na całkiem fajne tapas, składające się z małych grzanek dekorowanych pastą z tuńczyka i awokado. Bardzo fajnie połączyło się to z zaserwowaną sangrią, stąd też, całkiem naturalnie, powróciły hiszpańskie wspomnienia.
W dalszej części wieczoru przewidziana była degustacja win; chcąc nie chcąc, samozwańczo ogłosiłem się sommelierem wieczoru i pozwoliłem sobie na samodzielny wybór trunków. Niestety, przeliczyłem się z czasem, stąd też, miast skrupulatnie i drobiazgowo pochylić się nad ofertą jakiego specjalistycznego zaułka winiarskiego, miast dumać i wybrednie przebierać między kolejnymi butelkami dla doskonałego efektu już podczas wieczornego spotkania, wpadłem biegiem do pierwszego sklepu na osiedlu, decydując autorytatywnie - biorę Pampas (dla etykiety) i Sophię (dla ceny i na później, kiedy to zmysły skutecznie się rozmywają i degustacja staje się już tylko spotkaniem towarzyskim). Efekt? Oczywisty. Oba wina były bardzo słabe.

Argentyńskie Pampas etykietę ma wprost wspaniałą. Przyznaję, że właśnie dlatego je zakupiłem (pamiętacie kupowanie płyt dla samych okładek?). Nie wczytywałem się w szczegóły, nie sprawdzałem szczepów (swoją drogą do dziś nie wiem, cóż to było, muszę bardziej wnikliwie przetrzebić internetowe magazyny), nie dumałem nad rocznikiem.

Efekt był następujący - w kieliszku czerwień zabarwiona czymś ciemniejszym, nieco nieprzyjemnym, nieco przydymionym. Klarowne, nieprzejrzyste.

Aromat nienaturalny, jakby "kefir truskawkowy" (cytat kolegi dobrze ukazuje naturę trunku). Choć wino mocne, alkoholu nie wyczuwam. Ów sztuczny zapach utrzymuje się i w drugim podejściu, choć wtedy paleta aromatów nieco się poszerza.

W smaku bez wyrazu. Słodkawe (na etykiecie wytrawne...) na języku, szybko ulatniające się w gorzkawym finiszu. Niezdecydowana budowa, słabe akcenty owocowe. Krótko - słabe wino.

Po Pampas - już tylko gorzej :-) Sophia w założeniu miała być butelką "na dobicie", gdy nie liczy się już smak, a sam fakt popijania czegokolwiek. W złudnej swej naiwności po cichu liczyłem, że może oto dojdzie do cudownej iluminacji, że tym razem kupione naprędce tanie bułgarskie okaże się objawieniem, że ta jedna butelka przyćmi wszystko inne. Przeczytajcie to sobie jeszcze raz, sam nie wierzę w to co piszę.

Kieliszek bardzo podobny do Pampas, acz bardziej rozwodniony. Pierwszy nos mdły, coś czereśniopodobnego wespół z bliźniaczym tworem, zmierzającym ku czemuś na kształt truskawki. Nos drugi - słodycz i powtórka z nosa pierwszego. Aromaty wybitnie rozproszone.

Na języku coś jakby winna woda. Słodkawe, mało nęcące, dostarczające towarzystwa sztucznych aromatów owocowych. Charakteru tyleż co finiszu, sami zgadnijcie ile. Rozlazłe ciało.

I to by było na tyle. Usilnie budowana przeze mnie opinia miłośnika win ulatywała równie szybko, co aromaty opisanych tu trunków. Cóż powiedzieć - słusznie. Nauka płynie z tego jedna - nie wybierajcie nigdy win w pośpiechu. Nie opłaca się :-)

3 * Kressman Bordeaux Grand Reserve

Nie tak dawno, gdy szukaliśmy z Anią ciekawego wina do spróbowania, trafiliśmy na niewielką, acz całkiem przyjemną mini-degustację trzech Bordeaux pochodzących z winiarni Kressmann. Po spróbowaniu tychże, zdecydowaliśmy się nawet zakupić jedno z nich (które - okaże się niebawem, gdy opiszę je na łamach "O winie", pozostawmy tę dozę niepewności), zaś dla kronikarskiego porządku dodam, że 51% głosów miała Ania, stąd też ona podjęła stosowną decyzję.



Czego próbowaliśmy? Proszę bardzo - czerwone wytrawne (Merlot, Cabernet Sauvignon), białe wytrawne (Sémillon, Sauvignon Blanc) i białe półsłodkie (Sémillon, Sauvignon Blanc). Wszystko z rocznika 2008. Jako, że czasu było niewiele, postanowiłem skupić się na najważniejszych 2 - 3 określeniach każdego z win, by pokrótce tu je przedstawić. Na wstępie od razu wyjaśniam - wszystkie próbowane wina były doskonałe.

Czerwony Kressman wyglądał na mocne, zdecydowane wino. W nosie pełny, choć lekki bukiet, pełen jeżyn i czerwonych jagód. Na podniebieniu ujmująca długim finiszem dostojna wytrawność. Słuszna porcja tanin. Pewne różnice w stosunku do rocznika 2007.

Wytrawne białe barwą przypominało ananasa. Świeży nos, pełen wiosennego igliwia. Na języku fantastycznie mineralne i rewelacyjnie wytrawne. Poza tym - cytryny i świeże limonki - kwaśne, aż miło! Rewelacja.

Białe półsłodkie w kieliszku było ciemniejsze, w nosie zaś słodsze. Melonowe. W ustach mleczne, pociągłe, oleiste. Orzeźwiający melon i pigwa, skontrowane nutką kwasowości.

Oto i wrażenia po szybkiej, acz miłej degustacji. Jako napisałem wyżej, jedno z wymienionych win stało się naszym zakupem. Kto zgadnie które?

Soldepeñas


Nazwa: Soldepeñas
Pochodzenie: Hiszpania
Region:
Apelacja:
Szczepy: Tempranillo, Garnacha
Rocznik:
Zakup: Restauracja Syriana, Wrocław (wino do obiadu)
Cena: promocyjne 5 zł

Winnych wrażeń co i rusz przybywa, zaś czasu na ich opisanie coraz mniej. Dostrzegam w tym złowrogą i dojmującą współzależność, przejawiającą się w brutalnie odwrotnej proporcjonalności. Z tego też powodu zapewne najbliższe wpisy na blogu pojawiać się będą nie tylko rzadziej, ale i w kolejności, która z chronologią wiele wspólnego mieć nie będzie.

Dziś jednak, na przekór rzeczywistości spróbuję opisać trunek, degustowany w dniu dzisiejszym właśnie. Co więcej - do obiadu.

O samym posiłku słów kilka dla wyjaśnienia. Tym razem nie pichciliśmy bowiem z Anią samodzielnie, a pozwoliliśmy sobie na obiad w restauracji. Padło na "Syrianę", lokal, który mieliśmy już okazję onegdaj zwiedzić (ze skutkiem pozytywnym). Do zjedzenia wybraliśmy Sfihę i Batatę z pieca. Jak kto wnikliwy, niech sprawdzi co to takiego w internecie. Ja ograniczę się do lapidarnego stwierdzenia - do obu potraw wybrane wino nie pasowało. A jak smakowało? Opis poniżej.

W kieliszku klarowne, rubinowe, żywe i błyszczące. Co najważniejsze - zachęca.

Pierwszy nos fajnie owocowy, ale jakoś tak inaczej, niż "zwykle". Czerwone porzeczki? Truskawkowy mus? Aromat nierozproszony, choć lekki. Nos drugi wyraźnie alkoholowy, trunek ujawnia swą moc (okazało się, że ma 12,5%). Trochę ciemniejszych, gorzkawych nut.

Na podniebieniu wino jest harmonijne, lekkie i wyważone. Przyjemnie wytrawne, pozostawia w krótkim finiszu wrażenia goryczkowo - kwaśnawe. Alkohol nie razi, choć oddać trzeba - wino podano nieco nazbyt schłodzone. W smaku ciemne wiśnie mieszają się z zieloną papryką.

Hiszpańskie Soldepeñas nie porywa, choć kłamstwem byłoby określenie jego jako wina słabego. Trunek jest niezły i jako taki należy go rekomendować. Choć ciekaw jestem z jaką potrawą lepiej by się skomponował.

poniedziałek, 5 października 2009

Winnie, rodzinnie

Całkiem niedawno uczestniczyłem w spotkaniu rodzinnym, zorganizowanym z - co tu dużo pisać - okazji naprawdę zacnej. W szczegóły zbytnio się nie wdając, stwierdzić należy, co następuje: odkorkowaliśmy cztery butelki z winem, co z jednej strony uświetniło i tak doskonałe popołudnie (ostatni weekend września; pamiętacie tę piękną pogodę?), z drugiej zaś dostarczyło kolejnej porcji materiału na bloga. Mając więc wciąż w pamięci niedawne portugalskie wojaże (i je opiszę, gdy tylko czas pozwoli), przyszło mi próbować kolejnych trunków.

Nazwa: Marqués de Caranó Gran Reserva
Pochodzenie: Hiszpania
Region: Aragonia
Apelacja: Denominación de Origen Cariñena
Szczepy: Tempranillo
Rocznik: 2001
Zakup:
Cena:

Otwierające popołudnie hiszpańskie wino ładnie, zdecydowanie prezentuje się w kieliszku. Ciemnoczerwone, w niewielkim stopniu klarowne, dostojne.

W bukiecie owocowe, skoncentrowane, z nutą przypraw. Ciekawe.

Podniebienie - pełna, krągła budowa, zdecydowany charakter, czerwone i ciemne owoce (porzeczka, wiśnia). Nuty pikantne. Średniej długości finisz, takież taniny.


Nazwa: Bordeaux Kressmann Rouge Grande Reserve
Pochodzenie: Francja
Region: Bordeaux
Apelacja: Bordeaux Appellation Origine Controlée
Szczepy: Merlot, Cabernet Sauvignon
Rocznik: 2007
Zakup: Sklep spożywczy, Olesno
Cena: 37,00 zł

W kieliszku opisywane Bordeaux wyglądało trochę klarowniej od degustowanego wcześniej
Marqués de Caranó. Więcej czerwieni, więcej jasności. Nieco mniej pełnego charakteru.

Nos potwierdza wrażenia wzrokowe; wyczuwalny lżejszy bukiet czerwonych owoców; bliżej temu do czereśni, niż wiśni. Aromaty nierozproszone.

Na podniebieniu ciekawie - więcej goryczki, słusznej długości finisz. Podobna, pełna budowa. Wino ma więcej akcentów gorzkich, co interesująco wypada w zestawieniu z lżejszym aromatem.


Nazwa: Württemberg Winzergilde Besigheim Schwarzriesling
Pochodzenie: Niemcy
Region: Wirtembergia
Apelacja: Bordeaux Appellation Origine Controlée
Szczepy: Pinot Meunier (Schwarzriesling)
Rocznik: 2007
Zakup:
Cena:

W porównaniu do wcześniej degustowanych trunków, Schwarzriesling niezbyt ucieszył oko. Raczej rozwodniony kolor ciemnawej czerwieni, co więcej - mało zachęcający, kojarzący się na pewno nie z najlepszymi winami. Nic to, wszak pozory mylą!

No, może nie tym razem. Gorzki, ziołowy nos plus trochę wiśni i truskawek. Rozproszony, niezdecydowany bukiet.

Na podniebieniu potwierdziły się wcześniejsze wrażenia. Szybko ulatnia się smak, czuć głównie gorycz i nieokreślony, niby-owocowy posmak. Niezdecydowana budowa, nuty alkoholowe, o taninach można pomarzyć.


Nazwa: Varna 1444 Last Harvest
Pochodzenie: Bułgaria
Region:
Apelacja:
Szczepy:
Rocznik: 1444 :-)
Zakup:
Cena:

Cóż napisać o Varnie, "winie", które zna każdy z mniej lub bardziej udanych imprez, gdzie bułgarski produkt był jednym, obok wódki i piwa, z niezbędnych warunków oszukania własnego błędnika? W kieliszku rozwodniona czerwień, w aromacie sporo chemii, w smaku zaś słodkawo-kwaśna mikstura, której winem nazwać nie sposób, jednak jej spożywanie na zasadzie popijania czegokolwiek wychodzi całkiem nieźle. I chyba takiej definicji należy się trzymać, wówczas można przełknąć i ten kęs.

Patrząc całościowo na owo, było nie było, winne popołudnie, stwierdzić należy - wina podawane były w kolejności odpowiadającej jakości na zasadzie: najlepsze na wejście. O ile miałbym problem w rozgraniczeniu, czy lepsze jest opisane wyżej Bordeaux, czy może jednak Marqués de Caranó, tak co do pozostałych dwóch win wątpliwości nie mam. Lepsze (choć wcale nie dobre) zostało podane wcześniej.

Tak czy owak - spotkanie udane, dwa świetne wina spróbowane (polecam szczerze). Dwa pozostałe przysłużyły się dobremu nastrojowi ogółu, co także odnotować należy, gdyż kwestia to istotna.