czwartek, 31 grudnia 2009

Na zakończenie roku

Przed nami kilka ostatnich godzin 2009 roku. Na szersze podsumowania, nierozerwalnie związane z winem, przyjdzie jeszcze czas. To był bowiem całkiem dobry rok i szkoda byłoby puścić wszystko w niepamięć, nie dając szansy zaistnienia kilku wspomnieniom na blogu.

Tymczasem jednak chciałbym życzyć wszystkim Czytelnikom, aby nadchodzący 2010 rok okazał się choć trochę lepszy niż jego poprzednik. Obyśmy wszyscy mieli powodu ku temu, by dla specjalnych i radosnych okazji częściej móc odkorkowywać butelki dobrych i zaskakujących win.

Wirtualny toast wznoszę nad Lizboną, w kieliszku zaś połyskuje Vinho Verde Gazeli, marki w Portugalii znanej, popularnej i lubianej. Na szampana (a raczej wyrób szampanopodobny, znając życie) czas przyjdzie później.

Wszystkiego dobrego!

sobota, 26 grudnia 2009

Valtier Utiel - Requena Reserva 2000


Nazwa: Valtier Utiel - Requena Reserva 2000
Pochodzenie: Hiszpania
Region:Utiel - Requena
Apelacja: Denominación de Origen
Szczepy: Tempranillo, Bobal
Rocznik: 2000
Zakup: wino otrzymane w prezencie
Cena:

Świąteczny nastrój poprzedniej notki na blogu okazał się mocno inspirujący. Na tyle, że postanowiłem zrobić kolejny kroczek w nadrabianiu zaległości jeśli chodzi o opisywanie kolejnych próbowanych win. A żeby nie spsuć przy tym pieczołowicie tkanej atmosfery Świąt, na tapetę idzie trunek, który otrzymałem w prezencie na Mikołaja. Czyli pozostajemy w temacie.

Wprawdzie Valtiera otrzymałem w (bardzo udanym, dodajmy) mikołajkowym prezencie, jednak przed przystąpieniem do zapisu wspomnień z nim związanych nie sposób było nie dowiedzieć się czegoś więcej o poziomie cenowym, który dotyczy tego wina. Jasne, prezent to prezent i kwestie finansowe powinny tu liczyć się najmniej, jednak jak wiadomo - trudno właściwie ocenić wino, nie znając, choćby pobieżnie, jego rynkowej wartości (patrz choćby świeżo opisana Quitana). W tym przypadku takową z grubsza poznałem i dla dobra dalszego opisu przyjmijmy, że Valtier to wino z gatunku tych niedrogich. I basta.

Oko nieuzbrojone zauważa, iż w szkle wino mieni się ciemnawą czerwienią, dla lepszego efektu tu i tam podpalaną. Całość nie jest jednak przesadnie intensywna, jest w tym jakaś doza klarowności.

Nos, jako przystało na leżakujące od dziewięciu lat wino, gęsty, różnorodny i ciemny. Czuć dąb, czuć tytoń, czuć kurz. W miarę upływu czasu i po solidnym zakręceniu kieliszkiem, na pierwszy plan wpadają nuty ostre i pieprzne, choć towarzyszą im wrażenia i słodsze. Gdybym miał zawiązane oczy, od razu powiedziałbym, że to Syrah. Choć wiemy, że nie.

W ustach wino bynajmniej nie traci. Czuć przede wszystkim suszone owoce i ciemne, mokre drewno. Pełne, krągłe, dobrze zbudowane. Zrównoważone, nie przesadnie natrętne taniny i średniej długości finał nadają trunkowi nieco lżejszego charakteru i stanowią ładną kontrę dla "piwnicy".

Jako drzewiej napisałem, istotnym wyznacznikiem jakości wina jest stosunek tejże do ceny. I choć w tym przypadku mamy do czynienia z podarunkiem, to bezczelnie pozwoliłem sobie zweryfikować ogólnie pojęty poziom cenowy opisanego trunku. Co jednakowoż egoistycznie sobie wybaczam. Gdyż dzięki temu mogę stwierdzić z czystym sumieniem, iż w tym roku Mikołaj naprawdę się postarał. I wyczaił naprawdę dobre, a do tego i tanie wino. Czapki z głów dla starego brodacza :-)

Quitana na Święta


Mija powoli drugi dzień Świąt, choć w perspektywie rysuje się jeszcze to drobne przedłużenie o jeden dzień, co zawdzięczamy szczęśliwemu układowi kalendarza. W takiej oto więc nieco rozleniwionej atmosferze chciałbym wspomnieć o winie, które miałem okazję spróbować w rodzinnym gronie, przy świątecznym stole. Co wszak nie pozostaje bez znaczenia dla ogólnych wrażeń.

Od razu wyjaśnię. Nie próbowaliśmy nie wiadomo jakiego wina, naszym łupem nie padła butelka trunku niezwykłego, czy szczególnie wyczekiwanego. Oto na stole pojawiła się bowiem Quitana, proste wino stołowe rodem z Portugalii. Powstałe z niewiadomej proweniencji szczepów, wyprodukowane w ubiegłym roku, z natury swej półsłodkie. Przyznacie, że opis szczególnie nie zachęca do winnych poszukiwań. I tu, o ironio, rolę swą odegrały Święta - wino bowiem było, jak na swoją klasę, niezłe.

W kieliszku chłodna czerwień. Klarowna, prześwitująca, nieco rozmyta. Aromat odrobinę kanciasty, rozproszony. Szczególnie dominujących nut trudno było się doszukać, acz po uwolnieniu estrów blado zapachniało czerwonymi owocami (z wiśnią w likierze na pierwszym planie). Usta? Cóż, budowa średnia, czuć przede wszystkim smak słodki, choć bez ciężkiej przesady. Smaki głównie powielające aromaty, zatem czerwone owoce i pochodne, choć nazwać je wyraźnymi i wyodrębnionymi nie sposób. Wino proste, miłe, w żaden sposób nie zmuszające do jakiegokolwiek wysiłku. Czyli na ów moment wręcz idealne.

Butelka szybko opustoszała; jej zawartość okazała się być świetnym uzupełnieniem toczącej się rozmowy. W żaden sposób jej nie zdominowała, co w tym przypadku uznać należy za zaletę. Jako towarzysz świątecznej dyskusji sprawdziła się zatem Quitana wyśmienicie - znając swoje miejsce i pełniąc swoją mocno drugoplanową rolę. W segmencie trunków tanich to naprawdę warta uwagi pozycja. Co więcej, wytrzymująca porównanie nawet z winami o ton droższymi, jak mocno rozczarowujące Pampas, nijaka Laguna de la Nava, czy niezdecydowany Württemberg Winzergilde Besigheim Schwarzriesling. Jak znalazł na rodzinne spotkanie, zwłaszcza wśród średnio zainteresowanych winem.

***

EDIT: Quitanę i jej fantastyczny stosunek ceny do jakości opisano także i na Sstarwines. Autor dostrzegł w winie cokolwiek więcej odcieni, jednak wnioski ma wielce zbieżne z moimi. Co cieszy i utwierdza mnie w poglądzie na temat tego akurat portugalskiego trunku :-)

Shell Segal Barkan 2008


Nazwa: Shell Segal Barkan
Pochodzenie: Izrael
Region:
Apelacja:
Szczepy: Sauvignon Blanc, Colombard, Muscat
Rocznik: 2008
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 23 zł

Wino zakupione przy akompaniamencie sporej dozy ciekawości i ekscytacji - to mój debiut w materii trunków izraelskich. Dodatkowo miało uświetnić przyrządzone przeze mnie i Anię danie, na które złożyła się duszona cykoria podana wespół z ryżem z kurkumą w towarzystwie sosu pomidorowego. A gdy wspomni się jeszcze o pierwszym obcowaniu ze szczepem Colombard, to robi się nam naprawdę sporo powodów do ciekawości. A przy okazji rosną oczekiwania. Czy wino im sprostało? Odpowiedź poniżej.

Najsampierw stosowna otoczka. Trunek na kontretykiecie określono jako koszerny. Co początkowo przydało nieco frajdy, później zaś nakazało się dwakroć zastanowić. No bo jak to - czy blend kilku szczepów może być koszerny? Zasięgnąłem opinii na łamach rozmaitych witryn traktujących o sprawie i niestety nie znalazłem jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Pozostaje przyjąć więc ostrożną interpretację, jakoby mieszanka różnych rodzajów gron nie ujmowała trunkowi koszerności. I na niej oprzeć resztę wywodów.

A propos szczepów. Nie znałem wcześniej Colombarda, natomiast rzut okiem na kilka opisów uświadomił mi, że nie mam do czynienia z cudownym dzieckiem gron ziemi izraelskiej, a z jedną z najpopularniejszych odmian owoców, z których produkuje się dobre wina w Kalifornii. Znany tam pod nazwą French Colombard (doprawdy, wysokiej próby to mistyfikacja nazwy...), do niedawna nie miał sobie równych jeśli chodzi o ilość zużywanych gron do produkcji win kalifornijskich w ogóle, licząc całość bezwzględnie.

Sama odmiana jest wielce wdzięczna jeśli chodzi o mieszanie z innymi gatunkami gron. W tym przypadku dobrze wkomponowała się w całość razem z Sauvignon Blanc (który z kolei miał dobrze zabrzmieć przy cykorii) oraz Muscatem. Colombard w właściwości swej jest kruchy, umiarkowanie wytrawny (przy pewnej dozie pikantności), przydaje trunkowi aromatów kwiatowych, a wszystko przy odpowiedniej dozie kwasowości. Tyleż teorii, zobaczmy jak ma się to do rzeczywistości.


W kieliszku wino wygląda na nieco jaśniejszą odmianę szampana. Wyraźnie mineralna faktura, przypomina nieco barwą polskiego Feniksa (acz jest o jeden ton ciemniejsze i bardziej zdecydowane).

Nos aż kłębi się różnorodnością. Dużo kwiatów (a jednak!), coś tropikalnego (liczi, mango), wszystko przeciągnięte nutą mocniejszą (kurz, słodycz), zapowiadającą oleisty charakter trunku.

Na podniebieniu, zgodnie z zapowiedzią, nieco mleczna konsystencja. Ciężkawe słodyczą, nie przesadnie jednak przeciążone. W posmaku wyraźne nuty mango. Wino grube, solidnie zbudowane, długie. Otwierając się, zyskało dodatkowo coś z goryczy białego grejpfruta. Tym samym zaciekawiło, zaintrygowało, zachęciło do dalszych poszukiwań. Bezsprzecznie nie wino życia, natomiast całkiem niezłe i godne polecenia, zwłaszcza w tej cenie.


Degustacja potwierdziła słuszność zakupu Shell Segal. Gorzej - od razu zdradzę - poszło przy konsumpcji. Gorzka w naturze swojej cykoria fatalnie ułożyła się z winem, które (mimo słodkich swych przymiotów) w zestawieniu z posiłkiem na pierwszy plan zdecydowanie wysunęło spore pokłady goryczy i ogólnie rozumianej wytrawności. Na nic zdał się Sauvignon Blanc, na nic sos pomidorowy; tego wina nie łączy się z duszoną cykorią! To nie opinia, to przestroga :-)

Nie zmienia naturalnie nieudane połączenie potrawy z winem ogólnego odczucia po spróbowaniu izraelskiego trunku, które jednoznacznie jest pozytywne.

Jednak... Czy aby na pewno było koszerne?