Nazwa: Blossom Hill Chardonnay
Pochodzenie: Stany Zjednoczone
Region: Kalifornia
Apelacja:
Szczepy: Chardonnay
Rocznik: 2007
Zakup: Wrocław
Cena: Wino otrzymane w prezencie
Kalifornijski Chardonnay był drugim winem, które otrzymałem z okazji swoich urodzin. Pięknie dziękując Marcie i Michałowi za (co tu dużo mówić) za podarunek trafiony w dziesiątkę, przejdę od razu do rzeczy, a więc opisu stosownych wrażeń.
Drugie amerykańskie wino opisywane na mym blogu wygląda bardzo klarownie. Momentami barwa wydawała się wręcz nazbyt rozwodniona. Blady kolor melonowej żółcieni. Trunek prezentuje się bardzo lekko.
W zapachu pierwsze podejście to delikatne perfumy i aromat tradycyjnie winny. Nienatrętne, raczej mało wyraziste. Próba drugiego nosa to już zdecydowanie wyodrębniony aromat wanilii, wzbogacony nutami kwiatów i owoców kwitnącego drzewa. Ładnie.
Na języku wino przyjemnie zakłuło. Zaskoczył lekko mineralizowany charakter trunku. Oczywiście pozytywnie. Cóż dalej? Zestawione w dobrych proporcjach gorycz ze słodyczą, ciało zaskakująco mocne (szczególnie w porównaniu do aromatu i oka), niedługi finał z wyraźną, znaną już nosa waniliową nutą. Brak dojmującej kwaśności, choć wyczuwalne są słodsze elementy cytrusów (ponownie harmonijnie wyważone). W niektórych zakątkach smaku czai się melodia melonowa.
Blossom Hill, choć okazało się winem nie z najwyższej półki (nie ma nawet co ukrywać, do Olaszrizlinga temu daleko), to zaskoczyło mnie nadzwyczaj pozytywnie. Zwłaszcza w stosunku zdecydowanej budowy do lekkich aromatu i widoku oraz (a może przede wszystkim?) intrygującymi igiełkami wytrawności, które przebijały się przez mineralny posmak całości. Miło wspominam też akcenty waniliowe. Naprawdę niezłe wino.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz