niedziela, 18 kwietnia 2010

Austryjackie dylemata - Zweigelt


Tak się złożyło, że w pierwszej kolejności podczas moich degustacji trunków z winnicy Johanna Gasslera, zająłem się winami czerwonymi i po Blauburgerze w kieliszku znalazł się Zweigelt. Taki wybór o ile dobrze pamiętam nie był podyktowany jakimiś szczególnymi względami - można zatem uznać go za przypadkowy. Z drugiej strony nadaje to całemu procesowi względnie konsekwentnych kształtów (choć nie wiem, czy nie powinienem rozpocząć od win białych). Pozostawiając tę kwestię w sferze lekkiego niedopowiedzenia, przechodzę do opisu wrażeń.

Oko klarowne. Odrobinę rozmyte, natomiast z pewnym charakterem. Czerwień czereśni. Co istotne - kolor jest po prostu ładny.

Pierwszy styk z aromatem to skojarzenie ze słodkimi wiśniami. Dodatkowo plączą się gdzieś nuty czekoladowe. Alkohol wyczuwalny, acz nienatrętny.

Po zakręceniu kieliszkiem trunek ukazał swoją wielowymiarowość. Zapachniało porzeczką, nuty owocowe zdecydowane i głębokie. Ciemne, nasycone aromaty. Gdzieś tam mignęło mi w głowie skojarzenie z mocnym porto (LBV?). Robi się coraz ciekawiej.

Na języku wino nie traci (uff...). Miękkie, o zbilansowanej budowie i zrównoważonym poziomie kwasowości. Ciało koresponduje z aromatem i wrażeniami wzrokowymi. Przyjemne konotacje z świeżymi, czerwonymi owocami. W średnio długim finiszu czuć dominantę alkoholową, ale - podobnie jak w przypadku próby pierwszego nosa - nie psuje ona ogólnego wrażenia. Sama końcówka jest trochę słodsza i cięższa (co akurat mnie wprawiło w pewną konfuzję), co również daje pojęcie o wielowymiarowości wina.

Żeby nie było - gasslerowski Zweigelt to nie ósmy cud świata. Wino wypadło jednak w swojej kategorii bardzo przyzwoicie, konsekwentnie i - co najważniejsze - interesująco. Podczas degustacji pierwszej butelki Zweigelta moje wrażenia były odmienne, wówczas trunek określiłem jako mdły i nijaki. W drugim podejściu to się zmieniło, zatem mamy kandydata do miejsca na podium.

sobota, 17 kwietnia 2010

Austryjackie dylemata - Blauburger


Od pamiętnej soboty minął tydzień. Cóż napisać? Show Must Go On, jak to mądrze zaśpiewali jedni, czy może All Things Must Pass, jak filozoficznie stwierdzili inni? Pewnie jedno i drugie. Ja dodam jeszcze coś. Powrót do normalności nastąpił szybciej, niż należało się spodziewać (za moim ulubionym Supergigantem). Lepiej nie określiłbym aktualnych nastrojów. Zatem na ziemię schodzę i ja.

Drugą turę obcowania z trunkami z winnicy Johanna Gasslera rozpocząłem podobnie jak pierwszą - od Blauburgera. Pseudo-impresjonistyczna (acz mogąca się podobać) etykieta, brak kontretykiety, niby niedbale skreślone piórem grono - pierwsze wrażenia za nami. Nie wyróżniający się niczym szczególnym korek wędruje do kolekcji, a wino trafia do kieliszka. Zaczyna się pierwszy z moich austriackich dylematów.

Kolor trunku charakterystyczny, nietuzinkowy, choć nieco blady. Podpalana, aspirująca do miana ciemnej czerwień, ździebko jednak rozwodniona. Brak niezbędnego nasycenia.

Nos mdławy. Odrobinę za słodko. Skojarzenia z truskawką w oplatającym ją likierowym aromacie. Trochę za bardzo drażni alkohol (13,5%).

Drugi nos wielkich zmian nie przynosi. Całość zmętniała, nieprzyjemne doznania alkoholowe uderzyły w dwójnasób, truskawka wydała się jakby przejrzała. Zdecydowanie nie zapowiada się to dobrze.

Usta zaskakują. Przygotowane przez zmysł wzroku i powonienia na wrażenia cokolwiek przykre, w pierwszym kontakcie zdały się być lekkie i pozbawione ciężaru słodyczy. Rzecz jasna obyło się bez szczególnych uniesień - schowany owoc, nijakie garbniki, całość goryczkowa i dziwnie gryząca. Dość rozlazłe ciało.

W miarę upływu czasu, po otwarciu się, wino nieco zyskało. Nieprzyjemny charakter został odrobinę zamaskowany, zaś wyczuwalne stały się nuty wprost miłe, choć nie dominowały one nad całością. Chropowatość wina nie była funkcją jego wymagającego charakteru. Oto Blauburger okazał się trunkiem nie spełniającym oczekiwań, raczej nie godnym polecenia. Zaskoczenie tym większe, że w pierwszym rozdaniu z mojej austriackiej kolekcji zawartość otwartej wtedy butelki wydała mi się stosunkowo interesująca i rokująca.

Werdykt: słabe wino. Niemal pewna druga połowa stawki.

sobota, 10 kwietnia 2010

...


Miałem plan na ten dzień. W którym było także miejsce na poblogowanie, nieco większą w porównaniu z ostatnimi czasy aktywność w tym miejscu.

Rano nadeszła informacja.

To, co wydarzyło się dziś, 10 kwietnia 2010 roku, boleśnie wyryje się nam wszystkim w pamięci. Przerażający dramat. Niewypowiedziany żal po stracie Ich wszystkich. I to ciągłe niedowierzanie...

W takich chwilach kompletnie nie wie się, co pomyśleć, powiedzieć, napisać.

Przyznaję, że nie wiem nawet jak milczeć.

środa, 7 kwietnia 2010

Austryjackie dylemata - intro


Win z Austrii niespecjalnie często miałem okazję próbować. Onegdaj przydarzył się niezobowiązujący Zweigelt, kilka razy próbowałem tychże w sposób nieco pospieszny, by nie napisać powierzchowny, bez poświęcania im uwagi na blogu.

Informuję zatem uroczyście, iż ten stan ulega właśnie zmianie. Niedawno zakupiłem bowiem dwanaście butelek wina (6 rodzajów - po dwie z każdego) produkowanego w winnicy Johanna Gasslera, w Austrii właśnie. Winnica liczy sobie 6 hektarów, na których Gassler z pieczołowitością oddaje się winnej pasji.

Przyznam szczerze, że w temacie producentów austriackich jestem laikiem, nie wiem więc czy producent zakupionych przeze mnie win to potentat czy też lokalny twórca (coś podpowiada mi to drugie - jeśli się mylę, prośba o sprostowanie). Wiem za to, że przede mną spora okazja do lepszego zaznajomienia się z tematem i to w tym właściwym, bo winnym aspekcie.


Założenie eksperymentu było następujące: pierwsze sześć butelek podlega niezobowiązującej degustacji z obowiązkowym zapisem wrażeń. Kolejna szóstka to porównanie z poprzednikami i wyciągnięcie logicznych wniosków. Jeżeli wino nr 2 znacząco będzie się różnić od wina nr 1 (naturalnie tego samego rodzaju), wówczas bezlitośnie obnażę te nieprawidłowości na blogu. Jeśli z kolei będziemy mieli do czynienia z różnicami subtelnymi (których jestem pewien), postaram się wyciągnąć z próbowanych trunków połączone wnioski, tu i ówdzie zaznaczając jaką dygresją co ciekawsze rozbieżności. W wielkim finale (z fanfarami, czerwonym dywanem, konfetti i krokodylami) wybiorę trzy najlepsze z próbowanych przeze mnie win, z naciskiem na wino zwycięskie.

W konkursie udział biorą:

Blauburger
Grüner Vetliner
Zweigelt
Weisserburgunder
Welchriesling
Rheinriesling

Żeby było jasne: pierwsza szóstka już za mną - wina zakupiłem w początkach marca :-). Niedawno rozpocząłem drugą, finałową serię konkursu (do której zakwalifikowały się wszystkie trunki). Który okaże się Schlierenzaurerem, a który Morgensternem rozgrywek? Pierwsze rozstrzygnięcia już niebawem!

PS. Małysza z premedytacją w to nie mieszam. Po pierwsze, startują trunki austriackie. Po drugie - wiadomo, że wygrałby w przedbiegach :-)

PS2. Kto zgadnie ile zapłaciłem łącznie za wyżej opisaną parszywą dwunastkę? Czeka nagroda :-)