piątek, 31 lipca 2009

Fehérvári Somlói Olaszrizling


Nazwa: Fehérvári Somlói Olaszrizling
Pochodzenie: Węgry
Region: Somló
Apelacja:
Szczepy: Olaszrizling
Rocznik: 2004
Zakup: Węgierska Winiarnia Borpince, Warszawa
Cena: 68,00 zł

Kolejna wizyta w stolicy zaowocowała ponownie nabytym nowym węgierskim trunkiem. Traf chciał bowiem, że chcąc nie chcąc natknąć muszę się zawsze na winiarnię Borpince, co - przyznaję - nie pozwala mi przejść obok tego zacnego miejsca obojętnie. Po krótkim opisie pożądanego wina (z charakterem, ciekawe, niebanalne, acz nie wybitnie trudne - wciąż się uczę i nie chciałbym się zrazić), zostałem przekonany przez pracownicę winiarni do zakupu białego Olaszrizlinga.

Jako, że wino w założeniu miało być wielce zacne, uznaliśmy oboje z Anią, iż podkreśli nam ono smak jakiejś potrawy, najlepiej dorównującej trunkowi poziomem doznań. Za pichcenie ostatnio wziąłem się ja, tym razem kolej wypadła na Anię. Jej propozycja okazała się znakomita - tego wieczoru daniem dnia była bowiem pieczona tilapia podlana sokiem pomarańczowym w towarzystwie pora, papryki i cebuli. Przyznacie, że brzmi smakowicie? Zatem - do dzieła (czyli jedzenia i picia)!

W kieliszku wino nęci mineralnością. Delikatny osad łudząco przypomina bąbelki wina musującego. Barwa złociście miodowa, subtelnie połyskująca. Zapowiada się aż za dobrze.

Nos zdecydowany, niepokorny. Głęboki winny aromat z wyraźnym korzennym odcieniem, gdzieś tam w tle minimalnie złagodzony nutami kwiatowymi. W drugim podejściu mocny charakter wina ujawnia się z całą mocą, drażniąc słodkimi tchnieniami i intrygując końcówką o pikantnej melodii. Fantastycznie.

Na podniebieniu istna mineralna kawalkada! Wino jest po prostu wspaniałe - idealnie wyważone proporcje ujmującej słodyczy, kontrastującej kwasowości i dominującej goryczy. Kwasowość ponownie fantastycznie ujawnia się w pulsującym, długim finiszu, gdzie znajdujemy także piękne nuty szlachetnej ziołowej goryczki. Wyważona, wręcz wycyzelowana budowa, wino nieprawdopodobnie proporcjonalne. Kolejne łyki to podmuch kwiatów kwitnących na drzewach owocowych w wiosennym sadzie. Po prostu cudo.

Po takich wrażeniach nie mogłem wprost doczekać się połączenia Olaszrizlinga z rybą. Pomijając smak samej potrawy (wyborna, polecam!), połączenie jej z winem dało niesamowitą wypadkową. Prezentowany trunek okazał się być stworzonym wręcz do jedzenia i picia - chyba pierwszy raz trafiam na tak doskonałe połączenie. W zestawieniu z tilapią wino zyskało nowy posmak, ujawniający się maślanymi i migdałowymi nutami. Wprost - feeria smaków.

Podsumowanie będzie krótkie. Fehérvári Somlói Olaszrizling to najlepsze wino, jakie miałem okazję pić do tej pory. Bezsprzecznie i bezdyskusyjnie. Kto ma okazję, niechaj spróbuje!

PS. Przy okazji uwaga porządkowa. Niniejszym wpisem oficjalnie inauguruję posty pt. "Wino wraz z potrawą" (w tagach ujęte lapidarnym "kulinarnie"), co ilustrować będzie stosowne zdjęcie. Jako, że parę razy opisywałem już połączenia trunków z jedzeniem (Casa Sant'OrsolaValpolicella ze smażonym indykiem, Conte delle Venezie wespół z żeberkami w miodowej oprawie z ryżem basmati, Château de Sablet z wołowiną z gruszkami w sosie pomarańczowo-musztardowym), pozwoliłem je sobie tu przypomnieć i zebrać w jedną całość. Od dziś zaś o każdym z takich eksperymentów nie tylko poczytacie, ale i będziecie mogli je obejrzeć. Co mam nadzieję, wyjdzie wszystkim na dobre. I na zdrowie.



wtorek, 28 lipca 2009

Marani Pirosmani

Nazwa: Marani Pirosmani
Pochodzenie: Gruzja
Region: Kachetia
Apelacja:
Szczepy: Saperavi
Rocznik:
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 31, 90 zł

Gruzińskie wina, obok portugalskich, uchodzą za trunki z krain tyle niezwykłych, co nieprzeniknionych. Mnogość szczepów występujących w każdym z krajów (i których jednocześnie próżno szukać w innych państwach) przydaje im oczywistego splendoru, zaś wina z szczepów ogólnie znanych i szanowanych wytwarza się tam coraz lepsze, co czyni oba wymienione państwa niezwykle ważnymi na mapie winnego świata.

Głównie z uwagi na powyższe (choć rzecz jasna, nie tylko), zakupiłem Marani Pirosmani z wielką ciekawością, ba - wygórowanymi oczekiwaniami nawet. Zapraszam do tradycyjnego zapisu wspomnień, wrażeń, zapachów i smaku.

W kieliszku wino prezentuje się intensywnie. Jest nasycone ale i obdarzone słuszną dozą klarowności. Barwy wiśni, niedojrzałych jeżyn, wpadają akcenty fioletu i soku z aronii.

Nos słodki, przyjemny, puszysty. Po uwolnieniu estrów zapachniało słodkimi konfiturami, czerwienią, wesołymi owocami lasu. Trunek zapowiada się fantastycznie.

Na podniebieniu nienatrętnie. Lekkie ciało, przyjemna, niewymuszona słodycz udanie równoważy wytrawną kwasowość. Kapitalnie ściągają taniny! Finał krótki, zaprasza wręcz do kolejnej dozy wrażeń. Kolejne łyki to maliny mieszające się z jeżynami, pluszowa słodycz lasu i jego owoców, słodkie porzeczki wespół z leśnymi malinami. Posmak minimalnie goryczkowy, ziołowy. Wino bardzo harmonijne i bardzo zrównoważone.

Pomimo ogromnej wciąż nieznajomości tematu, pomimo setek, jeśli nie tysięcy butelek wciąż do otwarcia, pomimo wreszcie braku tak naprawdę jednoznacznych i oczywistych punktów odniesienia, pozwolę sobie stwierdzić - Marani Pirosmani to bardzo dobre wino, potwierdzające niepowtarzalność trunków gruzińskich. Czy będę musiał zmienić tę opinię, okaże się z czasem. Choć coś podpowiada mi, że taka konieczność nie nastąpi.

środa, 22 lipca 2009

Château de Sablet


Nazwa: Château de Sablet
Pochodzenie: Francja
Region: Bordeaux
Apelacja: Appelation Bordeaux Contrôlée
Szczepy: Merlot, Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc
Rocznik: 2007
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 28,99 zł

Moja fascynacja winem nieuchronnie musiała doprowadzić do tego momentu. Czas zacząć gotować! (Dzięki za inspirację, Przyjacielu). Wiadomo - są wina do picia czy kontemplowania, są także i trunki, których pełnię poznamy tylko w towarzystwie zacnej potrawy. Takąż postanowiłem więc przyrządzić, zaś jej smak podkreślić miała szlachetna zawartość butelki. Postawiłem na wołowinę z gruszkami w sosie pomarańczowo - musztardowym. Kwiatkiem do kożucha uczyniłem Château de Sablet, pierwsze francuskie wino w progach tegoż bloga.

W kieliszku wino zaprezentowało się okazale. Dojrzała czereśnia wespół z wiśniowymi akcentami tworzyły zdecydowaną całość, w nieco mętnej postaci. Przed jedzeniem wino w nosie zdało się być słodkawe, nienatrętne i przyjemne. Przyznaję, że nieco zmartwiałem - wybrałem trunek z Bordeaux właśnie po to, by swoim dominującym i mocnym charakterem odpowiedziało daniu. Poczekajmy jednak na pierwszy łyk...

No właśnie. Łyk. W smaku wino uderzyło lekkością, sporą dozą kwasowości i ściągającymi taninami, co ni w ząb nie chciało pasować do wołowiny. Przy kolejnych próbach wrażenie to tylko się umocniło; stwierdziłem więc autorytatywnie -
Château de Sablet to wino zdecydowanie do picia. Co również postanowiłem wypróbować.

Kilka dni później (po odpowiedniej dozie powietrza dla trunku) raz jeszcze sięgnąłem więc po winny napój z Bordeaux, na względzie mając tylko i wyłącznie wrażenia z degustacji tegoż.

Widok bez większych zmian, czyli ciemna czereśnia z wiśnią. Za to nos - zwrot o 180 stopni! Zdecydowany piwniczny aromat wędzarni, ciemny dym i przebijające się przezeń nieśmiało powidła śliwkowe. Po uwolnieniu estrów w dymnej zasłonie odnalazłem dodatkowo bardzo słodkie konfitury malinowo - śliwkowe. Wszystko pokryte delikatną warstwą kurzu.

Na podniebieniu kwasowa zadziorność i charakter. Ależ ściągają te garbniki! W miarę upływu zawartości wyczuwałem coraz więcej ziołowej goryczki (Cabernet Sauvignon). Cierpkie. Ciało umiarkowane, harmonizowało z widokiem i aromatem. Finał niedługi.

Opisane Château było fantastycznym przykładem różnicy w winie do jedzenia i picia. Pomyliłem się wprawdzie co do wyboru trunku do potrawy, jednak jego nieprzewidywalność, zmienność i zaskakujący charakter absolutnie mi to wynagrodziły.

I jak tu nie kochać win?

Golden Kaan Shiraz


Nazwa: Golden Kaan Shiraz
Pochodzenie: Republika Południowej Afryki
Region: Western Cape
Apelacja:
Szczepy: Shiraz
Rocznik: 2006
Zakup: Wrocław
Cena: Wino otrzymane w prezencie

Tym razem czas na pierwsze wino z Czarnego Lądu. Tu i ówdzie trunki pochodzące z Afryki cieszą się naprawdę sporą estymą, stąd też z radością powitałem przyjaciela, który zjawił się u mnie z butelką Golden Kaan Shiraz pod pachą. Tym bardziej, że było co opijać, ale to już historia na innego bloga.

W kieliszku ciemnowiśniowa barwa wpada w ciemny, podpalany karmin. Wino zdecydowane, harmonijne. Wygląda ładnie.

Nos to dominacja ciemnych i czerwonych owoców w pikantnej oprawie. Szlachetne nuty pieprzowe w drugim podejściu. Owoce lasu, kora, drzewo dębowe.

W smaku harmonia. Wrażenia wzrokowe i zapachowe współgrają z podniebieniem. Cóż na nim czuć? Ciemne owoce, jeżyny, jagody. Posmak owoców czerwonych. Akcenty mocnego drzewa, nutki cytrusów, gdzieś plącze się ciemne, dojrzałe jabłko. W stosunkowo długim finiszu przyjemny kwasek. Słuszna zawartość garbników. Naturalnie całość oprawiona pikantną melodią pieprzową, znaną już z zapachu. Wino, choć zdecydowane i posiadające pewien charakter, cechuje się dość zaskakującą lekkością, ba - krągłością nawet.

Golden Kaan Shiraz przyniósł sporą porcję ciekawych doznań. Mam nieodparte wrażenie, że w połączeniu z potrawą, afrykański trunek zdecydowanie by zyskał. Pozostawiam to sobie do sprawdzenia.

Fuchsli Siller Rose


Nazwa: Fuchsli Siller Rose
Pochodzenie: Węgry
Region: Szekszárd
Apelacja:
Szczepy: Kékfrankos
Rocznik: 2007
Zakup: Węgierska winiarnia Borpince, Warszawa
Cena: 65,00 zł

Zaległości po urlopie czas nadrobić. Zwłaszcza, że w międzyczasie przydarzyło się kilka win, które warto opisać. Na szczęście ich degustacja wiązała się ze skrupulatnym notowaniem poszczególnych doznań, skojarzeń i wrażeń smakowo-zapachowych, toteż mam nadzieję, że możliwie wiernie odtworzę tu swoją opinię. Zaczynam od trunku węgierskiego, który przywiozłem ze stolicy - Fuchsli Siller Rose.

Wino prezentuje się zachęcająco. Ładny, harmonijny i zrównoważony róż. Na ściance kieliszka ślady wina lekko musującego.

Nos rześki, kwiatowy. Subtelny. Nie wiem, czy nie wynika to z ogólnych właściwości win różowych (okaże się zapewne w toku poznawania kolejnych trunków), ale ta doza delikatności bardzo mi się podoba. W drugim podejściu migające nutki kwasowe ładnie ozdabiają aromaty lekkich czerwonych owoców. Ze zdecydowanym wskazaniem na poziomki.

Na podniebieniu zaskoczenie. Dobrze schłodzone, rześkie Fuchsli w pierwszym podejściu jawi się bowiem jako wino kwaśne. Choć nienatrętne. Cóż dalej? Płatki kwiatów i bukiet poziomek. Orzeźwiające, lekkie i harmonijne węgierskie wino również w smaku ma w sobie coś musującego. Finał średni, bez szczególnych zmian.

Pierwsze różowe wino opisane na tym blogu spokojnie uznaję za godne uwagi. Szczególnie przyjemne były, ukryte w pierwszym wrażeniu, nuty poziomek. Zapewne nie bez znaczenia jest fakt, że po dusznym i gorącym dniu taki typ wina to jedno wielkie orzeźwienie. Acz podkreślić należy - bardzo gustowne. Bez dwóch zdań.

poniedziałek, 6 lipca 2009

Quara Torrontes


Nazwa: Quara Torrontes
Pochodzenie: Argentyna
Region: Valley de Cafayate
Apelacja:
Szczepy: Torrontes
Rocznik: 2008
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 19,99 zł


Po paru wypróbowanych winach czerwonych czas nadszedł na degustację trunku białego. Mawia się, że wina takowe w smakowaniu są trudniejsze, bardziej wymagające, od smakującego - mimo orzeźwiającej swej natury! - żądają pełnej uwagi i maksymalnego skupienia. Czy tak jest w istocie, nie mnie (jeszcze) oceniać. Zamiast tego wolałem skupić się na argentyńskiej zawartości zakupionej butelki.

Po pierwszym uważnym spojrzeniu na wino w kieliszku, stwierdzam - wygląda zachęcająco. Barwa słomkowa, przetykana tu i ówdzie ananasowym mignięciem. Oczywista klarowność nie mąci intensywnej (choć naturalnie jasnej) barwy.

W nosie najprawdziwszy bukiet. Bukiet kwiatów. Prawdziwa łąka aromatów, pachnie świeżością, wielobarwnością i zachwytem. Pięknie.

Na podniebieniu kwiatów nie ubyło. Zwiewnej wina budowy nie burzy bynajmniej radosna cierpkość, która daje o sobie znać w dość długim finale. W każdym kolejnym podejściu poczucie to ugruntowuje się, przydając dodatkowo w końcówce nut owoców cytrusowych. Cóż później? Ha, nadal kwiaty. I płatki mydlane. Bardzo świeżo i bardzo orzeźwiająco.

Po przeczytaniu wstępu i następującego po nim opisu mam nieznośne poczucie odstawania tych części od siebie o lata świetlne. Mawia się, że wina białe w smakowaniu są trudniejsze. Nie mnie to oceniać. Na pewno jednak zawartość butelki z Argentyny okazała się nieskomplikowana. A w tej prostocie tkwiło świetne, słoneczne wino. W sam raz na lipcowe popołudnie pod lipą. Bądź gruszą.

Na łąkę?

niedziela, 5 lipca 2009

Conte Delle Venezie


Nazwa: Conte delle Venezie
Pochodzenie: Włochy
Region: Wenecja
Apelacja:
Szczepy:
Rocznik:
Zakup: Il Gusto, Wrocław (wino do obiadu)
Cena: 8 zł

Jako, że opisywane w miejscu niniejszym wina pijam zwykle w oderwaniu od jedzenia (co zresztą zaczynam uważać za zbrodnię zuchwałą), czas zmienić nieco nawyki. Do tej pory jedynie włoska Casa Sant'Orsola towarzyszyła potrawie. Dziś udało mi się zestawić z obiadem kolejny włoski (przypadek?) trunek. Wrażenia poniżej.

W nienajlepszym świetle lokalu udało mi się dojrzeć, że wino jest stosunkowo ciemne, choć jak na taką barwę dość klarowne. Przejrzystość trunku bardzo ładnie wpada w ciemną, zdecydowaną toń. Pięknie się mieni.

W nosie przy pierwszym kontakcie truskawkowy zawrót głowy. Ściślej rzecz ujmując, dżemowo-truskawkowy. Bardzo słodko. Uwolnione estry ponownie przyniosły sążną porcję dżemu z truskawek, mieszając go jednocześnie z pysznym dżemem malinowym. Ładne nuty wanilii. Ogólnie, zrobiło się bardzo babciowo i bardzo świątecznie.

W smaku wino prezentuje się delikatnie, czuć jego raczej lekką budowę. Kwasowość ładnie zharmonizowana słodszym posmakiem. Oczywiście o powrocie wrażeń zapachowych nie ma mowy. Trunek nienachalny, z niedługim finałem.

Samo wino uważam za całkiem niezłe. Natomiast jego połączenie z potrawą (żeberka w miodowej oprawie, ryż basmati, sałatka z kapusty pekińskiej, pomidora i ciemnych oliwek) wyśmienite! Umiarkowana cierpkość wina w zestawieniu z miodowym posmakiem mięsa wypadła po prostu przepysznie. Nowe połączenie smakowe przydało trunkowi nut jagód i owoców lasu, ponownie w waniliowej oprawie.

Doskonała kompozycja, szczerze polecam.

sobota, 4 lipca 2009

Carlo Rossi California Red


Nazwa: Carlo Rossi California Red
Pochodzenie: Stany Zjednoczone
Region: Kalifornia
Apelacja:
Szczepy: blend wieloszczepowy
Rocznik: 2008
Zakup: Sedal, Olesno
Cena: 18,28 zł

Niezależnie od tego, jak fantastyczne wina nie zostaną wyprodukowane w najrozmaitszych częściach globu, przyjęło się u nas powszechnie uważać, że dobre wino to wino z rodowodem francuskim, włoskim, hiszpańskim i może bułgarskim. Ewentualnie węgierskim. I tu pas, na myśl już nic nie przychodzi. Choć gdyby poszperać głębiej, znajdzie się niejedna kraina, zacnym winem płynąca. Jak chociażby Kalifornia.

Faktem jest, że Carlo Rossi California Red nie jest trunkiem z półki najwyższej. Bezsprzecznie winem jednak napitek ów pozostaje. Skupmy się zatem na tymże właśnie.

W kieliszku bardzo klarowna i lekka wiśnia, mieniąca się tu i ówdzie rubinem, wydaje się być otoczona pajęczynką, osnową, pozostaje w drugim planie. Ciekawe wrażenie, zarezerwowane raczej dla tego typu trunków.

Nos przywodzi na myśl skojarzenia jednoznaczne. Ponownie słodkie, czerwone owoce z dominującą na pierwszym planie czereśnią. Gdzieniegdzie wyczułem wiśnię, taką kwaskową. W drugim podejściu paletę dopełniły owoce leśne wespół z kisielem z czerwonych owoców.

W ustach czereśnie, czereśnie, czereśnie. Bez wątpliwości. Fajna, lekka i niemęcząca kwasowość, krótki finisz z nutami przyjemnej goryczy. Lekka budowa oddająca właściwą proporcjonalnie normę słodyczy. Acz przyznać muszę - wyraźnie wyczuć można swego rodzaju akcenty cięższe. Garbniki ledwo wyczuwalne. W dłuższym kontakcie wspomniana goryczka zwiększa swoje natężenie, co nie wpływa jednak na odbiór wina. Wyraźnie wzmacniają się nuty jagodowe, przybierające na sile z każdym łykiem (w końcówce wręcz dominowały).

Ponownie przyjemne wino na lato. Łatwe, wakacyjne. W ogóle nie zmusza do winnych podróży. Nie intryguje, nie zastanawia. Ot, wakacje w pełni.

Zweigelt Landwein Lieblich


Nazwa: Zweigelt Landwein Lieblich
Pochodzenie: Austria
Region: Weinland Österreich
Apelacja:
Szczepy: Zweigelt
Rocznik:
Zakup: Austria
Cena: wino otrzymane w prezencie

Nie przypuszczałem, że pierwsze świadomie smakowane wino austriackie, otrzymam w prezencie. Nie sądziłem także, że będzie to trunek kształtu tyle niepospolitego, że przypominającego raczej chlubne wyroby domowe (kapsel!). Popularny w Austrii szczep (Zweigelt), region Austrii Wschodniej... Próbujmy zatem!

Wino prezentuje się korzystnie, kolor wiśniowej galaretki udanie koresponduje z jasnym charakterem kolorów. Trunek klarowny, nienatrętny.

W bukiecie słodkie czerwone owoce (z gatunku tych delikatnych) z wybijającymi się na pierwszy plan przyjemnymi nutami truskawek i malin. W drugim podejściu wyczuwalne połączenie jagody z maliną, przyprawionych poziomką. Aromat ładny z elementem, którego nie potrafię nazwać, choć definitywnie znam ów zapach. Całość na tyle stonowana i lekka, że momentami może wydać się niezdecydowana.

Na podniebieniu maliny i jeżyny. Przyjemnie kwaskowe, umiejętnie wpadające w słodycz. Zrównoważone. W krótkim finale nuty lasu i drzew iglastych. Słabo wyczuwalne taniny. Budowa lekka, dobrze oddaje charakter wina. Sharmonizowane. Jest tu - podobnie jak w bukiecie - element przeze mnie nieokreślony, choć zdecydowanie przyjemny.

Zweigelt okazał się być winem przyjemnym, niewymagającym, wakacyjnym. W sam raz na lato. A jako, że wczoraj w końcu zaznaliśmy letniej pogody w całej jej okazałości (słońce!), austriacka propozycja okazała się trafiona w dziesiątkę.

środa, 1 lipca 2009

Pedrera Monastrell

Nazwa: Pedrera Monastrell
Pochodzenie: Hiszpania
Region: Murcja, Walencja
Apelacja: Jumilla, D.O.
Szczepy: Monastrell
Rocznik: 2007
Zakup: Winarium Marka Kondrata, Wrocław
Cena: 24,99 zł

Miałem wielką nadzieję, że w tym poście opiszę wrażenia z degustacji jednego z niedawno wyprodukowanych polskich win. Poszukiwałem usilnie takowych zarówno we Wrocławiu, jak i w Warszawie. Bezskutecznie niestety – chyba przyjdzie mi zamówić butelkę on-line (o ile zdążę). Bez większych rozterek jednak zwróciłem się ku Hiszpanii. Wszak to kierunek winny wielce pociągający.

Pedrera Monastrell to wino o bardzo ładnej, wiśniowej barwie. Pięknie się mieni, w idealnym stopniu wręcz klarowne. Umiarkowana intensywność, ma w sobie dozę delikatnej elegancji. Połyskuje rubinem.

W pierwszym zetknięciu z nosem zdecydowanie wyczuwa się dojrzałą wiśnię. Bukiet lekki, delikatny, ujmujący. Brak aromatów rozpraszających uwagę. Po uwolnieniu estrów ujawnia się cała gama nowych zapachów, z dżemem wiśniowym na pierwszym planie. Ogólnie czuć tu słodkie, czerwone owoce. Plus kurz i słońce.

W smaku zaskoczenie. W pierwszym bowiem kontakcie wino wydaje się nijakie, pozbawione wyrazu. Trunek jest lekki i raczy nas sporą dozą kwasowości. Słuszna zawartość garbników. W zdecydowanym finiszu dominuje biała skórka grapefruita, czyli kwasowość z goryczą (Ania). Od siebie dorzucam nuty startych skórek pomarańczy i cytryn; ogólnie cytrusów. Wg Ani w ustach wino prezentuje się raczej nieprzyjemnie, nienaturalnie, mimo swojej lekkiej budowy. Nie do końca zgadzam się z jej opinią, choć przyznaję, że jestem trochę skonfundowany. Zwłaszcza w zestawieniu aromatu ze smakiem.

Pedrera okazała się doskonałym winem do… nauki win. I poznawania ich nieprzeniknionego charakteru. Trunek mocno zaskakuje; ja zaś jestem ciekaw jak sprawdzi się przy jedzeniu. Mam nadzieję, że niebawem to sprawdzę.