niedziela, 30 sierpnia 2009

Moncaro Sangiovese Marche


Nazwa: Moncaro Sangiovese Marche
Pochodzenie: Włochy
Region: Marche
Apelacja:
Szczepy: Sangiovese, Montepulciano
Rocznik: 2008
Zakup:
Cena:

Lato wkracza nam właśnie w swoją finalną, przedjesienną porę. Jest już trochę chłodniej, dni powoli się skracają, liście na drzewach z zielonych przedzierzgają się niepostrzeżenie w żółte, pomarańczowe, złote, miedziane, czerwone. Przy kieliszku nieco inne toczą się już rozmowy, trochę mniej wakacyjnego szaleństwa wokoło. W takim to nastroju, nieco nostalgicznym, zwalniając i bez pośpiechu, smakowałem w rodzinnym gronie włoskie Moncaro Sangiovese. Skrzętnie notując spostrzeżenia.

Kieliszek klarowny, przejrzysty. Wino zdaje się być lekkiej, nienatrętnej budowy. Barwa wiśniowa, pobłyskuje rubinem.

Pierwszy nos przynosi aromaty czerwonych owoców. Ze szczególnym wskazaniem czereśni wespół z wiśnią. Choć może raczej to zapach kompotu z tychże. Uwolnione estry przydają bukietowi słodyczy, ale i wyraźnych alkoholowych nut. Umocniły się przy tym wrażenia pierwszego nosa.

Na podniebieniu wrażenia niewiele bardziej rozległe. Ponownie czerwone owoce, choć tym razem przeważają wiśnie. Ciało średniej konsystencji, trunek jest raczej lekki. Taniny miękkie, ledwo wyczuwalne. Sporo goryczki, utrzymującej się po ostatnie tchnienia długiego finału. Znów wyczuwalny alkohol, być może wino było minimalnie za ciepłe.

W toku smakowania trunek ładnie się otwierał i po niezbyt zachęcającym początku, końcówka była naprawdę udana. Zwłaszcza ze względu na coraz wyraźniejsze akcenty wiśniowe, dobrze spinające wrażenia w całość. Moncaro Sangiovese Marche nie jest trunkiem wybitnym, ani szczególnie trudnym. To po prostu niezłe wino.

Polskiego Rieslinga kulinarna moc

Jako wcześniej się rzekło, a nawet i napisało, przyszedł czas na zestawienie Rieslinga 2008 z Miękini z potrawą. Dania właściwie wyszły nam dwa (i dobrze), z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że już jakiś czas temu. Wiadomo jednak, jak dziś u wszystkich niemalże wygląda kwestia czasu (wiecznie go za mało). Stąd też tradycyjny zapis wrażeń trafia na blogowe szpalty z lekkim poślizgiem.

Pierwszym daniem, które zestawiliśmy ze wspomnianym polskim winem było jakże niepolskie... leczo. Przygotowane wg odmiennej nieco receptury (bez pomidorów!), z pewną premedytacją nie zawierające w sobie nadmiaru smaków kwaśnych. Wszak za to miał odpowiadać Riesling. Przepisu nie zdradzę (nawet gdybym chciał, to nie mogę - jego arkana zna Ania i to z nią należy kontaktować się w tym temacie), zaś napiszę z pełną odpowiedzialnością: połączenie ww. potrawy i trunku wyszło wyśmienicie. Danie było nieco tłuste (zgodnie z sugestiami winiarzy Lecha Jaworka), Riesling komponował się z nim doskonale. Co istotne - bez wina potrawa sporo traciła. Ot, ile znaczy właściwy trunku dobór.

Za drugim razem postanowiliśmy pojechać nieco po bandzie. Pieczony łosoś w sosie miodowo-sojowym z kiełkami i sezamem. Prawda, że brzmi dobrze?
Tu połączenie z kwasowym Rieslingiem wydało się równie uzasadnione. Fantastyczna potrawa, doskonała kompozycja. Polskie wino okazało się wyśmienitym do konsumpcji (weszło także w skład sosu do łososia), więcej - być integralnym składnikiem ww. dań. Bez niego obie potrawy traciły niemało, co tym bardziej łechce nasze poczucie próżności i kulinarne ego.

Riesling 2008 udanie przydał daniom kwasowych nut, czyniąc ich paletę smaków bogatszą i kompletną. Sam trunek przy daniach niewiele się zmienił. Więcej w nim było szlachetności, trochę jakby bardziej elegancki. Nie dał się daniom zdominować, zachowując charakter. Nie odnotowałem nowych barw, zarówno w nosie, jak i w ustach.

Tytułem podsumowania: absolutnie polecam.

wtorek, 25 sierpnia 2009

Gotín del Risc Mencía


Nazwa: Gotín del Risc Mencía
Pochodzenie: Hiszpania
Region: León
Apelacja: Bierzo Denominación de Origen
Szczepy: Mencía
Rocznik: 2006
Zakup: Wina i Specjały, Wrocław
Cena: 37, 90 zł

***Opis w przygotowaniu***



niedziela, 23 sierpnia 2009

Riesling 2008


Nazwa: Riesling 2008
Pochodzenie: Polska
Region: Dolny Śląsk, Miękinia, Winnica Jaworek
Apelacja:
Szczepy: Riesling
Rocznik: 2008
Zakup: Wina i Specjały, Wrocław
Cena: 44, 90 zł

Do polskiego Rieslinga podchodziłem z wielkimi nadziejami, ale i obawami. Przeczytałem dziesiątki opinii na tematycznych portalach i blogach. Zapoznałem się z historią zeszłorocznych zbiorów w Miękini. Ponownie wgryzałem się w temat rieslingów jako takich - jakie właściwie to wina? Czym, do diabła, charakteryzuje się szczep? Czy to pewne informacje? Nieubłaganie zbliżała się chwila otwarcia butelki. Na co czekałem z równą temu niecierpliwością.

Przede wszystkim - bardzo ładny całokształt. Butelka, przepiękna (dedykowany projekt) etykieta, wykonany z dbałością korek. Czuć w tym staranność, wręcz pietyzm. Wiadomo, że to o niczym nie świadczy. Acz dodaje - jakże przyjemnych - wrażeń stricte estetycznych, co przy degustacji win nie pozostaje bez znaczenia.

Właśnie - degustacji. Riesling 2008 z Miękini to wino o podwyższonym poziomie kwasowości, co czyni go winem raczej nie degustacyjnym. Pisze o tym na etykiecie sam producent, proponując trunek jako na przykład podkreślenie tradycyjnych dań kuchni polskiej. Informacja to cenna, zważywszy, że wino zamierzałem tak czy siak skomponować z jakąś potrawą (ostatecznie towarzyszyło nam przy dwóch). Po kolei jednak.

Kieliszek. Ładnie, przejrzyście i klarownie. Ananasowa barwa, dekorowana złotymi nitkami.

Pierwszy nos jest świeży i rześki. Plątają się dźwięki kwaskowe, w tle jabłko z gruszką. Aromat delikatny, ale nie słaby; ma pewien charakter. Próba drugiego nosa przynosi słodki odcień (chwilowy), nad którym górę biorą kwasowe aromaty białych owoców. Z papierówką na pierwszym planie, choć mignie gdzieś tam i biały grejpfrut. Podmuchy lekkiej słodyczy, raczej jako dodatku do całości, nie zaś dominanty. Orzeźwiająca kwasowość.

Usta mleczne, pociągłe. Ciało umiarkowane, harmonijne, dobrze wyważone. Ciąg dalszy wrażeń zapachowych - nadal mamy białe owoce, nadal nad wszystkim góruje kwaśne jabłko. Niedługi finał. Kwasowość rzeczywiście podwyższona, choć bez przesady. Wino jak nic konsumpcyjne, ale degustacja przynosi także wiele dobrego.

Mam wrażenie, że gdyby Riesling 2008 z Miękini nie był polskim winem, oceniłbym go równie dobrze. Faktem bowiem jest, że wino jest udanie złożone, nie zawiera w sobie czynników rozpraszających całość i prezentuje się obiecująco. Na pewno jest w tym jakaś doza, a co tam - niech padnie to słowo, patriotyzmu, tym niemniej wstydu nie ma. Choć cena jednak odrobinę za wysoka (jak na takie wino). Nie żałuję jednak ani grosza. Niebawem zaś sprawdzę, jak Riesling 2008 łączy się z potrawami.

piątek, 21 sierpnia 2009

Stało się

Od kilku godzin jestem szczęśliwym posiadaczem polskiego wina stworzonego w Winnicy Jaworek w Miękini. Padło na Rieslinga, pozostałe (Pinot Noir Rose, Feniks, Pinot Gris) są w tym momencie już niedostępne; Chardonnay/Auxerrois zdaje się jeszcze nie ma w sprzedaży (branża mówi o końcu września). I choć szkoda mi niezmiernie win, których nabyć nie zdążyłem (ewidentnie zadziałało tu moje gapiostwo), to rad jestem wielce, że udało mi się zdobyć jeden z trunków z - co tu dużo pisać - historycznego, pierwszego oficjalnego rocznika win z Miękini.

O samym debiucie napisano już wiele, stąd też prawd powszechnie znanych niepotrzebnie powtarzać nie będę. Mam tylko nadzieję, że za Winnicą Lecha Jaworka pójdą inni i rodzimy przemysł winiarski nie będzie ograniczać się li tylko do importu. Na co zresztą mamy naprawdę spore szanse - polskie wina radzą sobie bowiem coraz lepiej. Podczas osiemnastej edycji międzynarodowego konkursu winiarskiego Vinoforum (odbyła się w Trenčínie na Słowacji, na początku sierpnia) zdobyliśmy tam aż 5 medali! Przyznacie, że robi wrażenie, prawda? Zwłaszcza jak na debiut.

Krótko mówiąc - jest dobrze. Jak na sytuację z ostatnich lat, wręcz bardzo dobrze. Przed nami sporo pracy, jednak wyraźnie widać, że coś drgnęło. A co? To sprawdzę niebawem, degustując polskiego rieslinga!

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Württemberg Trollinger mit Lemberger


Nazwa:
Württemberg Trollinger mit Lemberger
Pochodzenie: Niemcy
Region: Wirtembergia
Apelacja:
Szczepy: Trollinger, Lemberger
Rocznik: 2007
Zakup: Niemcy
Cena:

Opisywany tu, pochodzący z Wirtembergii blend Trollingera i Lembergera, dwóch popularnych w Niemczech szczepów (choć ten pierwszy pochodzi z Austrii), to kolejny trunek, który uświetnił weekendowe spotkanie w gronie rodzinnym (a nawet i trochę szerszym). Ponownie mamy do czynienia z winem u nas niekoniecznie oczywistym do kupienia. Ponownie z Niemiec - tym samym ekspansja świata win naszego zachodniego sąsiada stała się faktem. Drżyjcie Rieslingi, Sylvanery, Lembergery! Oto nadchodzę i nie zawaham się was spróbować!

Wino ma kolor jasnego soku z wiśni, wzbogaconego akcentami rubinowymi. Jak na wino czerwone, bardzo klarowne.

Nos słaby, niezdecydowany. Nuty czereśni, zaś w drugim podejściu słodkich wiśni. Aromaty są nieskondensowane, szybko się ulatniają.

Na podniebieniu długo przeważa dość jałowa goryczka. Słabe akcenty wiśniowe, były też odmienne, niestety nie potrafię sprecyzować ich charakteru. Bardzo lekka budowa koresponduje z aromatem i ogólną prezencją trunku. Co ciekawe i zaskakujące - finał zdecydowany, długi, choć składający się głównie z opisywanej już wcześniej nijakiej goryczki. Wino jawi się ogólnie jako trochę rozwodnione, niezdecydowane, bez charakteru.

Württemberg Trollinger mit Lemberger ostatecznie nie zachwycił. Lekki kształt całości nie miał niestety nic wspólnego z subtelnością i delikatnością - jest on bowiem efektem nijakości i braku charakteru poszczególnych części składowych trunku. Z żalem stwierdzam - nie polecam.

Franken Müller-Thurgau Volkacher Kirchberg


Nazwa: Franken Müller-Thurgau Volkacher Kirchberg
Pochodzenie: Niemcy
Region: Frankonia
Apelacja: Kirchberg
Szczepy: Müller-Thurgau
Rocznik: 2008
Zakup: Niemcy
Cena:

Spotkania w poszerzonym gronie rodzinnym to zwykle miłe chwile. Tym przyjemniej, że udekorowane nie byle jakim, bo winnym trunkiem. Przywiezionym prosto zza zachodniej granicy. Wprawdzie dziś kupno niemieckiego wina i u nas to żadna sztuka, tym niemniej istnieją takie rodzaje win, które zdobyć u nas nieco trudniej, ich znalezienie wymaga zachodu, a nawet i podjęcia pewnych wysiłków. Tym radośniej było więc degustować opisywany tu frankoński wyrób prosto z Kirchberg.

W kieliszku mineralna osnowa. Za nią barwa słomkowa, przetykana złotymi nitkami. Wino choć klarowne, to ciekawie nie do końca przejrzyste. W minimalnym stopniu, rzecz jasna.

Aromat lekki, niezobowiązujący. Nieco kwiatowy, nieco słodkawy. Choć elementów kwasowych także nie brakuje. Drugi nos rześki, z płatkami mydlanymi w tle.

Na podniebieniu świeżo. Kwiaty i kwaśność, zaś w średniej długości finiszu migdałowe nuty. Bardzo orzeźwiająca jest ta kwasowość, przydaje całości charakteru. Całości stosunkowo zdecydowanej, dodajmy. Wino jest całkiem mocne w swojej budowie, w smaku nawet rwane bym powiedział. Lekko wyczuwalne aromaty alkoholowe, jednak nie na tyle, by mogło to przeszkadzać w pozytywnym odbiorze trunku.

Bardzo dobre wino. Niezobowiązujące ale i niebanalne. A to już coś.

O Winiarni Pod Gryfami słów kilka


Celem poszerzania swej wiedzy o miejscach związanych zarówno z winem, jak i Wrocławiem, udałem się niedawno wraz z przyjacielem do Restauracji Pod Gryfami. Wybór lokalu zaiste nieprzypadkowy (stosowna, jakże nęcąca piwniczka). Założenie było proste - zasiąść w jakim zacnym fotelu, zagłębić się w arkana karty win, ot, spędzić wieczorną chwilę nad lampką czegoś intrygującego.

- Niestety, piwnice (a więc winiarnia i rzeczona winna piwniczka) w sezonie letnim są nieczynne, otwieramy je na jesieni - poinformował na wstępie kelner, co skutecznie ochłodziło nastroje. Wystarczyła jednak chwila rozmowy, by nasz interlokutor zmienił zdanie. Okazało się bowiem, że rozmawiamy z samym opiekunem piwniczki i autorem podgryfowej karty win! Który, po poznaniu celu naszej wizyty, chętnie opowie nam o komponowanej przez siebie kolekcji. Tym samym wybraliśmy się więc na ekskluzywne zwiedzanie piwnic.

Po wizycie w podziemiach Gryfów stwierdzam: miejsce absolutne. Warto zajrzeć jesienią, by zjeść tam kolację. Gustowne oświetlenie, bardzo ładne aranżacje wnętrz, sporo miejsca i przede wszystkim - całość w odrestaurowanej z dużym pietyzmem intrygującej przestrzeni piwnicznej z wszelkimi jej smaczkami i zaletami. Przy schodach prowadzących na dół wiszą zdjęcia ruin piwnic, jakie znajdowały się tam po wojnie. Warto się przyjrzeć, by jeszcze bardziej móc docenić podziemne komnaty.

A piwniczka z winami? Cóż, gwóźdź programu. Wprawdzie nie była w stu procentach uzupełniona (do jesieni jeszcze chwila), za to dawała ciekawy ogląd i pogląd na winiarskie upodobania nie tylko opiekuna karty win. Na pewno wybiorę się tam za kilka miesięcy - sprawdzić, czym uzupełnił zbiory nasz przewodnik. Choć to pewnie częściowo okaże się po ogłoszeniu stanu rocznika 2006, o czym dobrą chwilę perorowaliśmy.

Co w takim razie oferuje piwniczka w tym momencie? Hm... Powiedzmy, że to traktuję jako wartość dodaną tej niecodziennej wizyty ;-)

Na pewno warto sprawdzić samemu.




piątek, 14 sierpnia 2009

Lindemans Bin 50 Shiraz


Nazwa: Lindemans Bin 50 Shiraz
Pochodzenie: Australia
Region: prawdopodobnie blend z kilku regionów (Sunraysia, Padthaway, Coonawarra)
Apelacja:
Szczepy: Shiraz
Rocznik: prawdopodobnie 2005
Zakup: Winiarnia Pod Gryfami, Wrocław
Cena: 15,00 zł

Fantastyczną okazję, za jaką bez wątpienia mogę uznać wykorzystaną sposobność zwiedzenia piwnic Restauracji Pod Gryfami (z wiadomą piwniczką, jako punktem kulminacyjnym), postanowiłem uczcić lampką dobrego wina. Wybór padł na trunek australijski, z kilku zresztą powodów. Po pierwsze nie miałem wcześniej przyjemności smakować winnych wyrobów z krainy kangurów. Po drugie zaś - przyciągnął moją uwagę szczep, z którego wyprodukowano wino. Shiraz, jak wiadomo, jest szczepem złożonym, zdecydowanym i z mocnym charakterem, co doskonale wpasowywało się w nastrój i potrzeby wieczoru.

Mimo stosunkowo nikłej porcji światła dostępnej w otoczeniu, w kieliszku dostrzegłem jasny kolor buraczkowy, wzbogacony skórką średnio dojrzałej czereśni i migotaniem rubinu. Trunek klarowny, prezencja lekka.

Nos przyjemnie kwaskowy. Czerwone owoce z wybijającymi się na pierwszy plan nutami czereśni i kwaśnych porzeczek. Gdzieniegdzie motywy korzenne i pikantne, choć jak na ten szczep, dość nieśmiałe. Próba drugiego nosa to słodkie konfitury wiśniowo - porzeczkowe. Wespół z aromatem na kształt zapachu słodkiego chleba.

Usta szalenie aksamitne, pięknie krągłe. Jak na wino wyprodukowane ze szczepu Shiraz, Lindemans Bin 50 jest bardzo lekkie. Tanin ani chybi, nie uświadczysz. Całości dopełnia krótki, delikatny finał. Paleta smaków zawiera w sobie przede wszystkim ciemne owoce lasu, dopełnione korzennym rysem. Charakterystycznej chropowatości próżno się doszukiwać, choć czuć od razu, że to Shiraz. Wino dobrze wyważone, harmonijne.

Konstatacja jest prosta - australijski trunek mocno mnie zaskoczył. Delikatnością, lekkością, intrygującym niezdecydowaniem. Wino bardzo eleganckie, gustowne i miękkie. Polecam, jak nic.

środa, 12 sierpnia 2009

Michel Schneider Riesling Pfalz


Nazwa: Michel Schneider Riesling Pfalz
Pochodzenie: Niemcy
Region: Pfalz
Apelacja:
Szczepy: Riesling
Rocznik: 2008
Zakup: Alma (Renoma), Wrocław
Cena: 22,80 zł

Na Rieslinga (jakiegokolwiek!) polowałem już od dłuższego czasu. Odczuwałem spory niedosyt w związku z sytuacją, w której nie mogłem się wypowiedzieć, choćby pobieżnie, o tym szczepie, opierając się li tylko na własnych odczuciach i doznaniach, nie zaś na fachowych opisach czy branżowych rekomendacjach. Wprawdzie nieraz miałem już okazję próbować najsłynniejszej bodaj z niemieckich odmian winorośli, tym niemniej było to w erze przedblogowej, stąd też trudno było - do tej pory - powiedzieć coś sensownego, o pisaniu nie wspominając. Co na szczęście uległo zmianie.

Wino ma ładny, złoto-miodowy kolor. Zielonkawego wtrętu nie uświadczysz, kłania się tu bowiem zabarwienie butelki (swoją drogą ładnie korespondujące z etykietą). Trochę ananasa, trochę melona.

Bukiet rześki, zdecydowany, nęcący. Kwiatowy. Z uwolnieniem estrów pojawiła się cała gama zapachów iście pastelowych, z wanilią na pierwszym planie. Aromaty słodkie.

Na podniebieniu urzeka kwaśność, obecna od pierwszego kontaktu do końcówki długiego finału. W związku z tym wyczuwalne są owoce cytrusowe, z dominującą limonką i cytryną. W finiszu obecne starte skórki tych samych owoców - lekka, niemęcząca goryczka. Wino ma swój charakter, jest dobrze osadzone i ładnie wyważone. Wprost interesujące.

Michel Schneider Riesling Pfalz okazał się znakomitym winem, z szeroką paletą aromatów i smaków. Trudno odnieść to do ogólnych właściwości szczepu (jakże wszak rozległych!), natomiast potwierdziło się jedno. Warto pijać Rieslingi.

czwartek, 6 sierpnia 2009

Blossom Hill Chardonnay

Nazwa: Blossom Hill Chardonnay
Pochodzenie: Stany Zjednoczone
Region: Kalifornia
Apelacja:
Szczepy: Chardonnay
Rocznik: 2007
Zakup: Wrocław
Cena: Wino otrzymane w prezencie

Kalifornijski Chardonnay był drugim winem, które otrzymałem z okazji swoich urodzin. Pięknie dziękując Marcie i Michałowi za (co tu dużo mówić) za podarunek trafiony w dziesiątkę, przejdę od razu do rzeczy, a więc opisu stosownych wrażeń.

Drugie amerykańskie wino opisywane na mym blogu wygląda bardzo klarownie. Momentami barwa wydawała się wręcz nazbyt rozwodniona. Blady kolor melonowej żółcieni. Trunek prezentuje się bardzo lekko.

W zapachu pierwsze podejście to delikatne perfumy i aromat tradycyjnie winny. Nienatrętne, raczej mało wyraziste. Próba drugiego nosa to już zdecydowanie wyodrębniony aromat wanilii, wzbogacony nutami kwiatów i owoców kwitnącego drzewa. Ładnie.

Na języku wino przyjemnie zakłuło. Zaskoczył lekko mineralizowany charakter trunku. Oczywiście pozytywnie. Cóż dalej? Zestawione w dobrych proporcjach gorycz ze słodyczą, ciało zaskakująco mocne (szczególnie w porównaniu do aromatu i oka), niedługi finał z wyraźną, znaną już nosa waniliową nutą. Brak dojmującej kwaśności, choć wyczuwalne są słodsze elementy cytrusów (ponownie harmonijnie wyważone). W niektórych zakątkach smaku czai się melodia melonowa.

Blossom Hill, choć okazało się winem nie z najwyższej półki (nie ma nawet co ukrywać, do Olaszrizlinga temu daleko), to zaskoczyło mnie nadzwyczaj pozytywnie. Zwłaszcza w stosunku zdecydowanej budowy do lekkich aromatu i widoku oraz (a może przede wszystkim?) intrygującymi igiełkami wytrawności, które przebijały się przez mineralny posmak całości. Miło wspominam też akcenty waniliowe. Naprawdę niezłe wino.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Grand' Arte Merlot


Nazwa: Grand' Arte Merlot
Pochodzenie: Portugalia
Region: Estremadura
Apelacja: Comissão Vitivinícola Regional da Estremadura
Szczepy: Merlot
Rocznik: 2004
Zakup: Wrocław
Cena: Wino otrzymane w prezencie

Grand' Arte Merlot to wino, które było bardzo miłym prezentem z okazji urodzin. Zwlekałem chwilę z otwarciem butelki na odpowiednią okazję, zaś gdy ta się nadarzyła, uczyniłem to niezwłocznie. Z opisem tejże może się wstrzymam (co nie znaczy, że do niej nie powrócę), podpowiem tylko, że portugalskie wino pasowało tu jak ulał. W dodatku w towarzystwie fado.

Wino ma barwę szlachetnej, ciemnej czerwieni, wpadającej w bordo. Mętna, ciemna budowa (trunek zdecydowanie nieprzejrzysty) tworzy wrażenie ładnych, przydymionych nieco kolorów.

Bukiet to delikatny winny aromat, przedzierzgający się w nuty aronii, jeżyn i jagód. Kwasowo, ale i delikatnie. W drugim nosie wyczuwalne słodkie aronie, borówki i ponownie jagody. Leśnie.

Na podniebieniu kontrasty. Zdecydowany smak wzbogacony jeżynowym, długim finałem koresponduje z lekką budową i zaznaczoną krągłością wina. Kwaśne wiśnie ze ściągającymi taninami kontra nuty wędzarni, piwnicy i dymu. Po dłuższej chwili smak dębowy, ciemny.

Jak już wyżej stwierdziłem, opisywanego Merlota otworzyłem z uwagi na pewną okazję, stąd być może pewien pośpiech w moich poczynaniach i minimalnie nazbyt schłodzone wino. Aby pełniej doznawać konkretnych wrażeń, pozostawiłem sobie przyjemność smakowania trunku z Estramadury także i na później (dajmy szansę winu się otworzyć).

W drugim podejściu różnice zauważalne są już na poziomie bukietu. Tym razem górę bowiem wzięły aromaty piwniczne. Melodie kurzu, dębowych beczek, dymu i garbowanej skóry.

W smaku ponownie mocno ściągające garbniki, utrzymujacy się finał i ogólna wyrazistość. Słuszne natężenie akcentów kwasowych, dopełnianych na finiszu sporą dozą goryczy. Wino zdecydowane, choć widok trunku w kieliszku sugerował znacznie cięższe wrażenia.

Zawierające w sobie sporo kontrastów i ogólnie niełatwe Grand' Arte Merlot to kolejne ciekawe wino w mojej kolekcji. Co mogę powiedzieć z całą pewnością to to, iż nie był to trunek banalny i oczywisty. Co już cieszy. Zawartość butelki okazała się być nie do końca w moim guście, jednak składam to raczej na karb nikłego doświadczenia w winnym temacie. Kolejna lekcja za mną.