piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt

Bez zbędnych ceregieli i wstępów - wszystkim zaglądającym czasem na tego bloga życzę radosnych, spokojnych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia. Przeżyjmy nadchodzące dni zgodnie z oczekiwaniami i w radosnej atmosferze; niech zaś nastrój podkreśli lampka dobrego wina.

Wesołych Świąt!

piątek, 17 grudnia 2010

Letnie Reminiscencje, cz. 6: swoje (jednak) chwalicie

Szybki powrót do win sprzed kilku miesięcy. A zarazem i zmiana winnego kierunku. Po Gruzji wracam bowiem do... Polski. Coraz więcej rodzimych win na rynku, coraz ciekawsza oferta, w której można wybierać. Dość powszechnym mankamentem polskich trunków jest ich zbyt wysoka w stosunku do jakości cena; z drugiej zaś strony mamy wiadomy efekt marketingowy plus jednak wciąż ich niewielką ilość dostępną na rynku. Jak wcześniej już sygnalizowałem, udało mi się spróbować pięciu polskich win: dwóch z Winnicy Płochockich oraz trzech z podwrocławskiej posiadłości Lecha Jaworka.

Seyval Blanc 2008 (Winnica Płochockich) - pierwsze wino z posiadłości Płochockich, które przyszło mi wypróbować. Nie ukrywam, byłem mocno ciekaw; Państwo Płochoccy są z reguły chwaleni za swoje dokonania w dziedzinie wyrobu własnych win, uchodząc za bodaj najbardziej intrygujących winiarzy w naszym kraju. Znawcą tematu z pewnością nie jestem, natomiast pobieżne zapoznanie się z tematem rozbudziło nadzieje i apetyty.

Oko pełne bąbelków; kolor jasnozłoty, wpadający tu i ówdzie w ton ciemniejszy żółcień. Nos - o dziwo - zapowiada mineralny charakter wina, jest kłująco świeży i bardzo zielony. Wieszczy sporą kwasowość.

Usta w pierwszym podejściu rzeczywiście ciut nazbyt kwasowe. Ciało kruche, choć pociągłe; w pewnym stopniu mleczne. W średniej długości finiszu wyczuwalna spora goryczka. Z czasem wino otwiera się, układa, proporcje kwasowości, goryczy i słodyczy zdają się być coraz lepiej zestawione. Skojarzenia smakowe - przede wszystkim agrest.

Ogólnie wino oceniam jako niezłe; nie zachwyciło, ale i wstydu nie było. Powtórzę jednak moje zastrzeżenie - za 49 zł można nabyć o niebo lepszy trunek. Za to niekoniecznie z Polski - coś za coś.

Sibera 2008 (Winnica Płochockich) - w kieliszku wino prezentuje się zachęcająco; trunek ma jasnożółty, ale zarazem i nasycony kolor, wzbogacony złotooliwkowym refleksem. Aromat zimny, jakby trochę zakurzony, skojarzył mi się z Welschrieslingiem; w drugim podejściu ujawniły się akcenty trochę słodsze, z gruszką i melonem na pierwszym planie.

Usta zbudowane na solidnym, kwasowym kręgosłupie; nie przesadnym jednak, jak w przypadku Seyval Blanc. Harmonijne, wyważone ciało, całość lekka i niezobowiązująca. Słusznej długości finisz; skojarzenia smakowe wędrują głównie w kierunku zielonych owoców, na czele z jabłkami. Bardzo świeże.

Krótko mówiąc - sensowne, ciekawe i naprawdę godne polecenia wino. W tym przypadku obiegowa opinia o Płochockich zdecydowanie znalazła swoje odzwierciedlenie w jakości wina.

Riesling 2009 (Winnice Jaworek) - po ubiegłorocznej przygodzie z Rieslingiem od Jaworka byłem bardzo ciekaw jak winiarze z Miękini poradzili sobie z tą odmianą w roku kolejnym. I czy o spróbowaniu wina nadal będziemy mieli zadowolone, ale i kwaśne miny?

Na pierwszy rzut oka jest ładnie. Jasnozłoty kolor, wino zabąblowane aż miło. Nos klasyczny, z jabłkiem na pierwszym planie. Choć gdy wino pooddychało, zrobiło się trochę za słodko: sporo gruszki i melona.

Usta w pierwszym kontakcie nie przekonują. Smukłe, pełne, ciut nazbyt dojrzałe. Kwasowość tym razem schowana pod pokładem sporej ilości słodyczy, jabłko w tle jakoś nie może przebić się na pierwszy plan. Wino jest stosunkowo wyważone i średnio długie, natomiast brakuje mi w nim wyrazu, mało w nim orzeźwienia.

Trunek sprawia wrażenie poprawnego, ja jednak mam przekonanie, że tak jak w trudnym 2008 roku Jaworek musiał tłumić rozszalałą kwasowość swojego Rieslinga, tak w lepszym 2009 postanowił za wszelką cenę jej uniknąć. Efekt? Poprawne wino, bez większych uniesień. Na pewno warto spróbować, ponownie jednak warto zapytać o cenę. W tym przypadku to 53 zł. Aż.

Pinot Gris 2009 (Winnice Jaworek) - oko jasne, pełne, mineralne; skojarzenia z jasną brzoskwinią. Nos zimny, nieco zakurzony, trochę też pluszowy (przypomina Welschrieslinga); skojarzenia aromatyczne wędrują w stronę gruszki.

Na podniebieniu wino jest miękkie, smukłe i długie. Kwasowość utrzymana w ryzach, dobrze koresponduje z pozostałymi przymiotami trunku; jest harmonijnie i równo. Czuć przede wszystkim białe i żółte owoce (gruszka, melon, morela).

Opisywany Pinot zaprezentował się naprawdę dobrze. Ciekawe, wyważone, warte uwagi wino. Polecam zdecydowanie.

Traminer 2009 (Winnice Jaworek) - ostatnia butelka w moim mini-panelu win polskich. W kieliszku kolor jasnego miodu, prezencja lekka. Nos ciekawy, pełny, złożony; skojarzenia z gruszką i dojrzałym jabłkiem. Aromatycznie.

Usta mocno nasycone owocem, smukłe, pełne. Sporo słodyczy, ale w przesadę wino zdecydowanie nie wpada. Ponownie na pierwszy plan wybija się gruszka, wyczułem także nuty melonowe. Wino średnio długie, z ciekawą i kontrastującą goryczką w finiszu.

Traminer 2009 okazał się, podobnie jak Pinot Gris, ciekawym i wartym uwagi winem. Być może trochę nazbyt jednowymiarowym w ustach, na pewno jednak udanym. Warto spróbować (45 zł).

Konkluzja odnośnie powyższego nie jest łatwa; spróbuję jednak kilka sformułować parę myśli o charakterze ogólnym. Przede wszystkim - w Polsce robi się naprawdę coraz lepsze wina. Nie miałem wprawdzie okazji próbować nazbyt wielu rodzajów trunków powstałych na polskiej ziemi, jednak te które piłem, wypadły interesująco. Opisane wyżej Pinot Gris i Traminer to przykłady smacznych i ciekawych win, których nie ma powodu się wstydzić. Podobnie rzecz ma się z Siberą - tym bardziej godną uwagi, że pochodzącą z trudniejszego, 2008 roku (co z kolei potwierdza talent i jakość pracy Państwa Płochockich).

Na przyszły rok życzyłbym polskim winom przede wszystkim niższych cen, choć z drugiej strony nie mam wielkich złudzeń w tej materii. Sam mam nadzieję, że przyjdzie mi próbować win nie tylko z dwóch, najbardziej znanych na polskim winnym rynku, stajni.

Polska powszechnie uznanym krajem winiarskim nie jest i pewnie długo nie będzie. O krajach "niewinnych" niedawno ciekawie pisał na swoim blogu Maciek Klimowicz. Kropla jednak drąży skałę, stąd trzymam kciuki za rodzimych winiarzy i wina, które dla nas przygotują. Jak na razie, z perspektywy prostego konsumenta, temat wygląda obiecująco.

środa, 15 grudnia 2010

Przerwa na reklamę

Telavi Marani Akhasheni 2005

Sporo ostatnimi czasy tu wspomnień minionego lata. Czas chyba najwyższy na skok w teraźniejszość - parę ciekawych win przydarzyło się mi wypić nie tylko podczas upałów, a skoro - zgodnie z zasadami globalnego ocieplenia - za oknem mróz siarczysty, to i wieczory dłuższe i chęć próbowania wina (przynajmniej u mnie) nieco większa. Letnie Reminiscencje pewnie niebawem powrócą, natomiast tym razem chciałbym skupić się na kolejnym winie gruzińskim, którego udało mi się spróbować. Wspominając bowiem ostatnio Marani Napareuli 2005 uznałem, że warto w temat wgryźć (wpić?) się nieco głębiej. I z tego to między innymi powodu kilka dni temu odkorkowałem pochodzące także z winiarni Telavi, Marani Akhasheni 2005.

W kieliszku barwa ciemnowiśniowa, karminowa. Podpalany rubin. Nos nasycony, pełny. Czuć śliwki, poziomki; w dłuższej perspektywie nuty dymne. Całość słodka.

Usta bardzo delikatne, wręcz aksamitne. Harmonijna, pełna budowa, taniny właściwie niewyczuwalne; z wrażeń smakowych na pierwszy plan wysuwają się ciemne owoce (dojrzałe wiśnie, ciemne jeżyny). W średniej długości finiszu wyczuwalne nuty toffi. Minimalny poziom kwasowości; wino nie jest jednak "przesłodzone".

Wina półsłodkie - a takim jest opisywane Akhasheni - pijam stosunkowo rzadko, stąd ocena może być nieco zachwiana; trudno mi o szersze porównania. Bez nich stwierdzam jednak, że przedstawione Marani to naprawdę smaczne wino; z jednej strony mamy ciekawie zinterpretowaną odmianę gron (100% Saperavi), z drugiej zaś - bardzo przyjemne doznania smakowo-aromatyczne. Świetne na prezent świąteczny dla każdego (niekoniecznie winomana).

niedziela, 12 grudnia 2010

Letnie Reminiscencje, cz. 5: Telavi Marani Napareuli 2005

W miarę przyrostu ilości śniegu za oknem (przyznacie, że ostatnio na niedosyt białego puchu nie narzekamy), coraz chętniej wracam do wspomnień z minionego lata, co i rusz przebierając wśród opisów win, które podczas wakacji spróbowałem. Odkładam nieco przy tym na bok trunki degustowane aktualnie, ale co tam! Z zimą pewnie się tak czy siak oswoję (narty, święta, grzaniec), przed tym jednak chwilę jeszcze powspominam.

Telavi Marani Napareuli 2005 nabyłem, zachęcony pozytywnymi głosami o winach gruzińskich, na które ładnych już kilka razy natknąłem się w sieci. Zakupu dokonałem tym chętniej, że do tej pory spróbować produktu gruzińskiego udało mi się bodaj raz. Czyniąc całe przedsięwzięcie nieco bardziej złożonym, dokupiłem do wina dwa sery (Bigio i Manchego). Opis wrażeń - poniżej.

Zacznijmy od wina. Ekstraktywny, czerwony kolor; wino zdaje się być esencjonalne, zawiesiste, gęste. Nos równie nasycony, gęsty, pełny; dominują ciemne, czerwone owoce, czuć także czekoladę i - w dłuższej perspektywie - kłujące igliwie.

W ustach wino jest harmonijne; wrażenia współgrają z wcześniejszymi. Mamy więc czerwone owoce, dodatkowo wyczuwalna jest gorzka czekolada i suszone śliwki. Tęgie, krągłe ciało, z słuszną (acz utrzymaną w ryzach) kwasowością, dobrze rozwijające się. Mocno ściągają taniny.

W połączeniu z serem Bigio (twardy, kruchy, z pewną dozą wilgoci; mocno intensywny w nosie i ciut delikatniejszy w ustach; wyczuwalne nuty mleka i czosnku) wino straciło trochę na mocy, robiąc wrażenie nieco wodnitego. Sam ser zaś zdecydowanie zyskał; zdawał się w smaku pełniejszy i bardziej mleczny.

Manchego z kolei (miękki, zdecydowanie mniej wyrazisty, słonawy) w zestawieniu z winem zyskał na kruchości, stając się trochę bardziej charakterny. Wino zyskało na kwasowości, zaś taniny nieco się ugładziły.

Trunek sam w sobie uważam za ciekawy - na pewno godzien jest swojej ceny (niecałe 40 zł). Połączenia z serem równie udane, ze wskazaniem na Bigio. Jako wino do samodzielnego wypicia, próbowane Telavi sprawdza się w 100%; polecam zwłaszcza osobom gustującym w winach mocnych, ekstraktywnych, bardzo aromatycznych. Te wolące wina lżejsze bynajmniej do gruzińskiego trunku nie powinny mieć większych zastrzeżeń.

PS. Zainteresowani dawno już wiedzą, ale jakby kto obudził się wczoraj - od paru dni znamy już werdykt konkursu Grand Prix Magazynu Wino 2010. A z tego materiału zmontowanego przez Jerzego Kruka, dowiecie się jak uczestnicy Grand Prix ocenili sam panel na gorąco. Przy okazji można zobaczyć paru znajomych blogerów :-)