piątek, 14 maja 2010

Austryjackie dylemata - Rheinriesling


Przeciągnięty nieco w czasie panel win austriackich (w dodatku zakupionych u jednego producenta) nabiera nam rumieńców. Oto w szranki i konkury staje czwarty z rzędu trunek, za którego powstanie odpowiedzialny jest Johann Gassler; Panie i Panowie - Rheinriesling.

Oko nieuzbrojone zauważa w kieliszku sporą ilość bąbelków, co każe domniemywać mineralnej faktury wina. Kolor jasnozłoty, wpadający gdzieniegdzie w oliwkową manierę. Bardzo klarowne.

Pierwszy nos jest kwaśny niedojrzałymi zielonymi jabłkami. Próba drugiego nosa przywodzi na myśl skojarzenia z dżemem; zapachy są słodsze, bardziej nasycone, wciąż oscylujące wokół jabłkowych konotacji. Co cieszy, spora w tym doza świeżości.

Na podniebieniu pierwsze co zwraca uwagę, to stosunkowa duża oleistość wina, zdecydowanie nie współgrająca z wrażeniami wzrokowymi i zapachowymi. Ciało stabilniejsze niż można było założyć. Skojarzenia stricte smakowe zbieżne z aromatem i wyglądem.

Gdy wino trochę pooddychało, z czasem budowa zdała się trochę lżejsza. Choć w smaku trunek nieco ciemnieje; wręcz parcieje. Więcej zrobiło się na języku swoistego luzu, więcej przestrzeni, ale za to z dozą nieprzyjemnej gorzkiej smugi. Nie da się nie stwierdzić, że w miarę otwierania się wino traciło.

W porównaniu do pierwszej tury i pierwszej degustacji Rheinrieslinga, trunek wypadł mocno porównawczo. W drugiej turze zdecydowanie przegrywa ze swoim poprzednikiem, GV. Średnie.

PS. Odpaliłem na próbę konto na Twitterze. Dla eksperymentu spróbuję trochę poćwierkać o moich winnych poszukiwaniach. Zainteresowanych zapraszam, niezainteresowanych... też :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz