niedziela, 16 maja 2010

Austryjackie dylemata - Weissburgunder


Niepostrzeżenie znaleźliśmy się na ostatniej prostej Austryjackich dylematów. Oto przychodzi mi opisać ostatnią butelkę z mojej gasslerowskiej kolekcji, Weissburgundera. Później już tylko powrót do wszystkich wspomnień, chwila zastanowienia i werdykt - mający na celu wskazanie najciekawszych moim zdaniem trunków Gasslera z 2008 roku. Czy to komuś się przyda, jest kwestią wtórną, natomiast chętnie porównałbym moją opinię o poszczególnych winach z kimś innym. Ochotnicy mile widziani :-)

Do rzeczonego pinota podszedłem wręcz z ekscytacją - w moim roboczym kajecie przy opisie poprzedniej butelki znalazłem jedno tylko słowo: "Najlepsze!". Ha, czy i tak mnie porwie tym razem? Oto i zagwozdka.

Zatem do rzeczy. Barwa jasnożółta, pełna, naturalna. Mieni się tu i ówdzie refleksem zielonkawym. W oczywisty sposób klarowne.

Pierwszy nos pełny a zarazem i delikatny. Skojarzenia: kwiaty, białe owoce, może morele. Nos drugi bardzo przyjemny; zmiękczony pastelowym gruszkowo-morelowym aromatem.

Na podniebieniu słodkawe z fajnymi akcentami kwasowości. Te kwasowe wtrącenia przypominają mi Welschrieslinga, natomiast tu ich charakter nie jest tak ekspansywny; wyraźnie utrzymane są w ryzach. Smaki tożsame z aromatami, budowa średnia, zbilansowana. Oleiste. W długim i wyrazistym finiszu kolejna doza zmiękczenia, dająca winu kilka wymiarów.

Wino ciekawie otworzyło się lekkim skojarzeniem z melonem; nabrało także więcej goryczki. Jak dla mnie - naprawdę dobrze stworzony trunek; jestem w 100% za!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz